W obecnym ćwierćwieczu mogliśmy być pewni, że kiedy ruszają mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym, będziemy cieszyć się z widoku Polaka na podium. Nową wspaniałą epokę w tym sporcie zaczął w 2001 roku w Lahti Adam Małysz. Zdobył złoto i srebro, przerywając tym samym 23 lata medalowej posuchy po sukcesach – również w Lahti – biegacza Józefa Łuszczka.
Był skoczek z Wisły, potem doszła Justyna Kowalczyk, w drugiej dekadzie wystrzelił Kamil Stoch, a za nim Dawid Kubacki, Piotr Żyła. Zawsze na kogoś można było liczyć, jak nie indywidualnie, to w drużynie. W XXI wieku tylko raz reprezentacja Polski w narciarstwie klasycznym wracała z mistrzostw świata bez medalu. W 2005 roku słabszy sezon miał Małysz i w Oberstdorfie zajął szóste miejsce na skoczni normalnej i 11. na dużej. Ale to był przecież tylko wypadek przy pracy.
Pierwsze od 2005 roku mistrzostwa bez Kamila Stocha
Dwa lata temu w Planicy Polacy wypadli znakomicie. Złoto na skoczni normalnej wywalczył Żyła, piąty był Kubacki, szósty – Stoch, na dużej skoczni Kubacki sięgnął po brąz, tu za nim wylądował Stoch. Konkurs drużynowy ukończyli na czwartej pozycji.
Czytaj więcej
Thomas Thurnbichler ogłosił skład reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym, które rozpoczynają się 26 lutego. W kadrze zabrakło miejsca dla Kamila Stocha.
Te zawody wyglądają z dzisiejszej perspektywy jak podzwonne dla polskich skoków. Po tym wspaniałym występie przyszły dwa rozczarowujące sezony w Pucharze Świata. Forma zawodników prowadzonych przez Thomasa Thurnbichlera dramatycznie spadła. W obecnej edycji żaden z naszych reprezentantów nie zajął miejsca na podium. Najwyżej – na czwartej pozycji – w Oberstdorfie był Paweł Wąsek, dziś lider kadry.