Tak grającą reprezentację Polski chcielibyśmy oglądać zawsze. Biało-czerwoni wyszli na mecz z Holendrami z mocnym postanowieniem, żeby silniejszego rywala pokonać i starannie ten plan wcielali w życie.
Jan Urban zrobił na zachodzie karierę, nie ma żadnych kompleksów wobec Holendrów czy Hiszpanów i taką grę wpaja swoim piłkarzom. Na mecz z jedną z najsilniejszych europejskich drużyn nie powołał żadnego defensywnego pomocnika, bo najwyraźniej takiego nie potrzebował. Polacy mieli grać ofensywnie, utrzymywać się przy piłce i atakować.
Polska – Holandia 1:1. Jak padła bramka dla Polaków?
Jeśli było trzeba odebrać piłkę w środku pola, to robili to Piotr Zieliński czy wprowadzony w 11. minucie za kontuzjowanego Sebastiana Szymańskiego Bartosz Kapustka. Na bokach boiska uważnie grali Matty Cash i Michał Skóraś, który pełnił rolę lewego obrońcy. Polski selekcjoner znów zaskoczył rywali i kibiców, bo chociaż ze składu wypadli mu Jan Bednarek i Przemysław Wiśniewski, to zdecydował się na grę trójką stoperów.
Czytaj więcej
Holendrzy, z którymi Polacy zmierzą się w piątek na PGE Narodowym, mogą już w tym tygodniu zakwal...
Holendrzy przez całą pierwszą połowę nie potrafili sobie z tą taktyką poradzić. Frenkie de Jong, Ryan Gravenberch i Justin Kluivert leniwie wymieniali piłkę, a dryblingi Cody’ego Gakpo i Donyella Malena były zatrzymywane. A Polacy? Już w pierwszej akcji postraszyli rywali, kiedy Cash groźnie dośrodkował do Nicoli Zalewskiego. Nie dali się zepchnąć pod własną bramkę i często rozgrywali atak pozycyjny. Swoje szanse mieli Cash i Zalewski, którzy uderzali z dystansu. Polacy nie panikowali, nawet zaczynając akcję spod własnej bramki przy ostrym pressingu rywali.