Reklama

Andrzej Bargiel dla „Rzeczpospolitej". „Nikt nie chciał się podjąć przygotowania trasy"

Nie wiem, kiedy było ostatnie beztlenowe wejście na Mount Everest o tej porze roku. Nawet ostatnie wejście z tlenem było jakieś 15-20 lat temu – mówi „Rzeczpospolitej” Andrzej Bargiel, skialpinista, który jako pierwszy na świecie zjechał na nartach z Mount Everestu bez wspomagania tlenem z butli.

Publikacja: 30.09.2025 04:30

Andrzej Bargiel

Andrzej Bargiel

Foto: PAP/Jakub Kaczmarczyk

Pod koniec sierpnia ogłosił pan, że jedzie do Nepalu, żeby zjechać na nartach z Mount Everestu i jakiś miesiąc później jest pan z powrotem w Warszawie, po misji zakończonej sukcesem. Szybko poszło?

Zawsze swoje plany ogłaszam dzień przed wyjazdem i potem od razu uciekam w góry. Czy poszło szybko? Nie wiem. Próbowaliśmy wejść już 14 września, ale wtedy się nie udało, bo zatrzymał nas śnieg i zagrożenie lawinowe. Odbiliśmy się od wysokości ośmiu tysięcy metrów. Dopiero po sześciu dniach podjęliśmy kolejną próbę. Było trudno, bo zespół był zmęczony i nie wierzył, że uda nam się osiągnąć cel. Wszyscy chcieli wracać i nie ma się co dziwić, bo warunki jesienne są bardzo trudne. To widać po statystykach, bo nawet nie wiem, kiedy było ostatnie beztlenowe wejście na Mount Everest o tej porze roku. Nawet ostatnie wejście z tlenem było jakieś 15-20 lat temu. Tylko że wtedy to były duże wyprawy, a teraz byliśmy w górach sami. W takiej sytuacji trzeba samemu przygotować drogę, zabezpieczyć ją. Jest sporo zabawy, lodowiec jest dużo bardziej wymagający. Pada mnóstwo śniegu, lód jest słabej jakości, na sześciu tysiącach metrów pada deszcz.

Wszystko musieliście zrobić sami?

Standardowo zajmują się tym „icefall doctors”, czyli przedstawiciele lokalnej społeczności zaangażowani przez park narodowy. Trzeba ich wynająć, bo dzięki temu mają pracę i samemu niczego nie można nawet dotykać. Teraz nikt nie chciał się podjąć przygotowania trasy, więc musieliśmy to zrobić sami.

Czytaj więcej

Kolejny sukces Polaków w Himalajach. Andrzej Bargiel zjechał na nartach z Everestu

Lokalni mieszkańcy bali się wychodzić w góry?

Według nich jesienią warunki są tak trudne i odmienne od tych, do których są przyzwyczajeni, że nie chcą się tego podejmować. Uważają, że to jest niebezpieczne i za trudne dla nich. Na szczęście mogliśmy to zrobić samodzielnie, a nie jest to oczywiste, że dostaje się pozwolenie na taką działalność.

Ile czasu spędził pan w tzw. „strefie śmierci”?

Zależy, jak to liczyć. Do obozu czwartego dotarłem około godziny 12. Przespałem się tam i wyszedłem o 11 następnego dnia. Na wysokości 7900 metrów i wyżej spędziłem ponad 24 godziny.

Reklama
Reklama

Cała rozmowa wkrótce w „Rzeczpospolitej” i na www.rp.pl. 

 

Pod koniec sierpnia ogłosił pan, że jedzie do Nepalu, żeby zjechać na nartach z Mount Everestu i jakiś miesiąc później jest pan z powrotem w Warszawie, po misji zakończonej sukcesem. Szybko poszło?

Zawsze swoje plany ogłaszam dzień przed wyjazdem i potem od razu uciekam w góry. Czy poszło szybko? Nie wiem. Próbowaliśmy wejść już 14 września, ale wtedy się nie udało, bo zatrzymał nas śnieg i zagrożenie lawinowe. Odbiliśmy się od wysokości ośmiu tysięcy metrów. Dopiero po sześciu dniach podjęliśmy kolejną próbę. Było trudno, bo zespół był zmęczony i nie wierzył, że uda nam się osiągnąć cel. Wszyscy chcieli wracać i nie ma się co dziwić, bo warunki jesienne są bardzo trudne. To widać po statystykach, bo nawet nie wiem, kiedy było ostatnie beztlenowe wejście na Mount Everest o tej porze roku. Nawet ostatnie wejście z tlenem było jakieś 15-20 lat temu. Tylko że wtedy to były duże wyprawy, a teraz byliśmy w górach sami. W takiej sytuacji trzeba samemu przygotować drogę, zabezpieczyć ją. Jest sporo zabawy, lodowiec jest dużo bardziej wymagający. Pada mnóstwo śniegu, lód jest słabej jakości, na sześciu tysiącach metrów pada deszcz.

/
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Sporty zimowe
„Była wyjątkowym sportowcem, który szukał wolności”. Nie żyje mistrzyni biatlonu Laura Dahlmeier
Sporty zimowe
Leszek Laszkiewicz, były hokeista: Potrzebujemy pieniędzy na szkolenie
Sporty zimowe
Mistrzostwa świata Dywizji IA. Polscy hokeiści walczą o powrót do elity
Sporty zimowe
Natalia Sidorowicz w życiowej formie przed igrzyskami. Zaskoczyła samą siebie
Sporty zimowe
Historyczny sukces polskiego łyżwiarstwa. Sześć medali w jeden weekend
Reklama
Reklama