Mistrza świata poznamy w sobotę wieczorem, pierwsze dwie serie pokazały, że walka będzie zacięta. Przewaga Romoerena nad Gregorem Schlierenzauerem i Martinem Kochem jest minimalna. Kilka punktów więcej traci Thomas Morgenstern za którym tuż-tuż jest Małysz. W gronie tych, którzy wciąż mają szanse na podium są jeszcze trzej Finowie, Janne Happonen, Janne Ahonen i Harri Olli oraz Szwajcar Andreas Kuettel.
Pierwszym, który dał w piątek sygnał do dalekich lotów, był młody Rosjanin Paweł Karelin. Skoczył 204,5 metra, 30 metrów dalej od dwukrotnego mistrza świata Norwega Roara Ljoekelsoeya i Polaka Kamila Stocha. Karelin zachwiał się jednak przy lądowaniu i upadł.
Stoch i Ljoekelsoey nie weszli do finałowej trzydziestki i dla nich indywidualne MŚ już się skończyły. W przypadku Stocha to żadna niespodzianka, ale jeśli ktoś taki jak Ljoekelsoey odpada z gry o medale, można mówić o sensacji.
Nie zawiódł inny z norweskich lotników, Bjoern Einar Romoeren. Jego 214,5 metra w pierwszym skoku zrobiło wrażenie, podobnie jak o metr dłuższy lot Kocha. Romoeren przyjechał tu w wielkiej formie, ale lista kandydatów do tytułu jest długa.
Małysza też można na nią wpisać. Jedyny Polak w finałowej stawce specjalistów od dalekich lotów okres słabości i bezbarwnych startów ma już chyba za sobą. Zaskakuje Schlierenzauer. Miało go tu nie być, jest młody i Austriacy wciąż prowadzą go bardzo ostrożnie. Alexander Pointner myślał długo, czy zabrać Schlierenzauera do Oberstdorfu czy nie. Teraz chyba nie żałuje.