Od 2019 roku na skoczni normalnej Polacy nie mieli sobie równych. Sześć lat temu w Seefeld złoto zdobył Dawid Kubacki, przed czterema laty w Oberstdorfie – Piotr Żyła. Na ostatnich mistrzostwach świata w tejże konkurencji znów najlepszy był Żyła. Mieliśmy patent w tej konkurencji.
Na tym też opierały się resztki nadziei Thomasa Thurnbichlera w tym bardzo nieudanym w polskich skokach sezonie. Po sobotnich kwalifikacjach w Trondheim Austriak zapewniał, że „medal byłby niespodzianką, ale Polacy zawsze są lepsi na mniejszych skoczniach".
MŚ w Trondheim: Paweł Wąsek znów najlepszy z Polaków
Nadzieje okazały się płonne. Nic się nie zmieniło. Tak jak było źle, jest źle. Sukcesem było zakwalifikowanie się pięciu do konkursu głównego, a potem do drugiej serii. 11. miejsce Aleksandra Zniszczoła po pierwszej w obecnej sytuacji wyglądało na przyzwoity wynik, podobnie jak 10. pozycja Pawła Wąska na koniec rywalizacji. Niespodzianki jednak – na co po cichu liczył Austriak – zabrakło. Inni skakali dużo lepiej.
Czytaj więcej
Niespodziewane medale smakują najlepiej – mówi „Rz” Adam Małysz, prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
Konkurs stał na najwyższym możliwym poziomie. W czołówce nie było miejsca dla przypadkowych zawodników, znaleźli się w niej ci, którzy czegoś dokonali w ostatnich tygodniach. Na skoczni Granasen padały rekordy. W sobotnich kwalifikacjach Johan Adnre Forfang wylądował na 106,5 metrze. O pół metra poprawił dotychczasowy najlepszy wynik Ryoyu Kobayashiego z ubiegłego roku.