Jasmine Paolini uwierzyła w siebie. Nieoczekiwana bohaterka tenisowego roku

WTA nie nominowała Jasmine Paolini do tytułu tenisistki, która zrobiła w tym sezonie największy postęp, choć jej wzlot to najbardziej niezwykła historia roku.

Publikacja: 21.11.2024 16:34

Jasmine Paolini zakończyła świetny sezon zwycięstwem w drużynowym Billie Jean King Cup

Jasmine Paolini

Jasmine Paolini zakończyła świetny sezon zwycięstwem w drużynowym Billie Jean King Cup

Foto: Getty Images for ITF

28-latka, która 12 miesięcy temu zajmowała 30. miejsce w światowym rankingu i nigdy nie przebrnęła przez drugą rundę turnieju Wielkiego Szlema, awansowała w tym roku do finałów Roland Garros oraz Wimbledonu, sięgnęła po mistrzostwo olimpijskie w grze podwójnej, wystąpiła w WTA Finals oraz zdobyła z reprezentacją Włoch pierwszy od 2013 roku Billie Jean King Cup.

Nikt w kobiecym tourze nie zrobił takiego postępu i prawdopodobnie żadna inna tenisistka światowej czołówki nie była tak równa przez cały rok. Aryna Sabalenka zgasła po udanej wiośnie, bo nałożyły się na jej życie kłopoty zdrowotne i prywatne, Iga Świątek jesienią przez blisko dwa miesiące nie grała, Coco Gauff formę odbudowała dopiero po US Open, kiedy zakończyła współpracę z Bradem Gilbertem, a Jelena Rybakina po półfinale Wimbledonu wyszła na kort tylko sześć razy.

Czytaj więcej

Czego dowiedziała się o sobie Iga Świątek podczas Billie Jean King Cup?

Jasmine Paolini wygrała z reprezentacją Włoch Billie Jean King Cup

Paolini w Melbourne pierwszy raz awansowała do czwartej rundy turnieju Wielkiego Szlema, a później wygrała w Dubaju, czyli innej imprezie rozgrywanej na nawierzchni twardej. Latem była w finałach na paryskiej mączce i londyńskiej trawie, pokazując, jak potrafi dostosować swój tenis do okoliczności. Jesienią zaczęła się oszczędzać, ale sezon zamknęła triumfem z drużyną w Maladze, czyli pod dachem.

Znów mogła się uśmiechać, choć właściwie uśmiecha się zawsze. – To sposób, aby dedramatyzować pewne rzeczy, szybciej przejść nad nimi do porządku dziennego – wyjaśniała „L’Equipe”. „Forza”, którą wykrzykuje po wyjątkowo udanych akcjach, też nie jest nowością, tyle że w tym sezonie słychać ją częściej. Podczas finałów Billie Jean King Cup przegrała tylko z Igą Świątek, ale mecz był zacięty (6:3, 4:6, 4:6). Wcześniej Włoszka w trzech meczach z Polką zdobyła tylko dziewięć gemów.

To była jej jedyna porażka w Maladze. Paolini poza tym pokonała Moyuki Uchijiamę (6:3, 6:4) i Rebeccę Sramkovą (6:2, 6:1), a także wygrała z Polkami oraz Japonkami w meczach deblowych. – Brakuje mi słów, aby opisać, jak się czuję – mówiła jeszcze na korcie po finale ze Słowaczkami, a podczas konferencji prasowej słowa „niesamowite” i „niewiarygodne” powtarzała wiele razy.

Włoszki pierwszy raz od 2013 roku zdobyły Billie Jean King Cup

Reprezentacja Włoch

Włoszki pierwszy raz od 2013 roku zdobyły Billie Jean King Cup

Foto: Paul Zimmer/ITF

Jasmine Paolini. Zaczęła wygrywać, bo uwierzyła w siebie

Wielu przez lata uważało, że choć jest świetna w obronie, to przez wzrost (163 cm) nigdy nie będzie miała wystarczającej siły, aby przeciwstawić się najlepszym. To się jednak zmieniło. Podobno serwis oraz wolej Paolini poprawiła dzięki grze w debla, gdzie jej mentorką jest pięciokrotna mistrzyni wielkoszlemowa w grze podwójnej Sara Errani. Pomógł też z pewnością sztab trenerski, który zbudował wokół niej ćwierćfinalista Roland Garros z 1995 roku Renzo Furlan.

– Nie jest łatwo, bo jestem niska. Mam jednak szybkie stopy i stać mnie na potężne uderzenia. Mam też w sobie radość ze sportu, co naprawdę pomaga. Staram się walczyć o każdą piłkę oraz szukać rozwiązania – wyjaśniała niedawno w rozmowie z „New York Timesem”. – Zmieniłam w mojej grze mnóstwo małych rzeczy, zwłaszcza dotyczących techniki – dodawała na łamach „L’Equipe”.

Paolini nigdy nawet nie śniła o wielkoszlemowych finałach. Długo nic na to nie wskazywało. Pięć lat pracowała na awans do czołowej „setki” światowego rankingu, a pięć kolejnych – na występ w drugim tygodniu turnieju Wielkiego Szlema

Może przełomowe było jednak pokonanie tenisowego kompleksu niższości. Niewykluczone, że pomogła w tym praca z psychologami: jednym od życia prywatnego i drugim od tego sportowego, bo Paolini chciała lepiej zrozumieć, co dzieje się w jej głowie na korcie. – Nie wiem, dlaczego kiedyś w siebie nie wierzyłam – mówiła podczas Roland Garros. – Dziś wychodzę na kort i mówię sobie: „Masz szansę wygrać”. Kiedyś, grając z kimś z czołówki, wydawało mi się, że potrzebuję cudu – dodawała.

Zawsze wiedziała, że marzenia są ważne, dziwiła się Novakowi Djokoviciowi, kiedy ten przekonywał, że już jako dzieciak chciał być numerem jeden. Ona nigdy nawet nie śniła o wielkoszlemowych finałach. Długo nic na to nie wskazywało. Pięć lat pracowała na awans do czołowej „setki” rankingu WTA, a pięć kolejnych – na występ w drugim tygodniu turnieju Wielkiego Szlema.

Sportowe dojrzewanie było w jej przypadku wyjątkowo długim procesem, pewność budowała w sobie krok po kroku, a w ostatnich miesiącach ta ewolucja przyspieszyła. – Nie jest tak, że nagle coś we mnie przeskoczyło. Po prostu z każdym występem zaczynałam czuć, że mogę grać na coraz wyższym poziomie – wyjaśnia. Wygrywała w tym sezonie dwa z trzech meczów, a rok temu tylko co drugi. Taka skuteczność w tenisie oznacza zaś przeskok z klasy średniej do tej najwyższej.

Czytaj więcej

Ostatnie łzy Rafaela Nadala

Kim jest Jasmine Paolini? „Stuprocentowa Włoszka”, która mówi po polsku

Paolini podkreśla, że jest „stuprocentową Włoszką”, choć czuje dumę z krwi, która płynie w jej żyłach. Babcia Barbara jest Polką, a dziadek Salomon Ghańczykiem z duńskim paszportem. – Myślę, że to dzięki jego genom jestem taka szybka – mówi. Mama Jacqueline urodziła się w naszym kraju, ale później wyszła za Włocha Ugo. Prowadził bar, gdzie była kelnerką.

Paolini urodziła się w Bagni di Lucca, miasteczku nazywanym „Szwajcarią Toskanii”, ale mówi po polsku, bo wakacje spędzała u babci w Łodzi. Stąd jej sympatia do pierogów. Po półfinale Billie Jean King Cup pozdrowiła kibiców w naszym języku. Nie jest pierwszą tenisistką o polskich korzeniach, która dołączyła do światowej czołówki, grając pod flagą innego kraju. Wcześniej na światowych kortach oglądaliśmy chociażby sukcesy Niemki Angelique Kerber czy Dunki Caroline Wozniacki.

Nie tylko ona we Włoszech do sukcesów dojrzała późno, bo przecież Flavia Pennetta swój jedyny wielkoszlemowy finał rozegrała jako 33-latka i na US Open pokonała rok młodszą Robertę Vinci. Później żadna inna zawodniczka z tego kraju o tytuł nie grała. Dziś Paolini bierze udział w rozkwicie włoskiego tenisa, któremu twarz daje oczywiście lider męskiego rankingu Jannik Sinner.

Czytaj więcej

Zapomniał jak się przegrywa. Jannik Sinner i długo, długo nic

Ile zarobiła w tym roku Jasmine Paolini?

Jest trzecią Włoszką, która awansowała do czołowej „piątki” rankingu WTA. Jako pierwsza wystąpiła w finałach dwóch różnych turniejów Wielkiego Szlema. Zarobiła w tym sezonie z nagród 5,82 mln dol. brutto, a wcześniej przez całą karierę – 2,65 mln. To suma zysków z turniejów WTA, więc nie obejmuje Billie Jean King Cup, za który Włoszki dostały od ITF 2,4 mln do podziału. Paolini podobno pieniędzy wydawać nie lubi, więc jachtu na pewno sobie nie kupi. Mówi, że wolałaby raczej dom.

Nowy sezon zacznie z innego pułapu, bo zajmuje dziś czwarte miejsce w rankingu WTA. Taka pozycja przed Australian Open oznaczałaby, że będzie tą wyżej notowaną tenisistką we wszystkich meczach aż do półfinału. Przestanie być atakującą, zamieniając się w tą, która pozycji oraz punktów broni. Wiemy jednak dobrze, że akurat grę w obronie Paolini doprowadziła niemal do perfekcji.

28-latka, która 12 miesięcy temu zajmowała 30. miejsce w światowym rankingu i nigdy nie przebrnęła przez drugą rundę turnieju Wielkiego Szlema, awansowała w tym roku do finałów Roland Garros oraz Wimbledonu, sięgnęła po mistrzostwo olimpijskie w grze podwójnej, wystąpiła w WTA Finals oraz zdobyła z reprezentacją Włoch pierwszy od 2013 roku Billie Jean King Cup.

Nikt w kobiecym tourze nie zrobił takiego postępu i prawdopodobnie żadna inna tenisistka światowej czołówki nie była tak równa przez cały rok. Aryna Sabalenka zgasła po udanej wiośnie, bo nałożyły się na jej życie kłopoty zdrowotne i prywatne, Iga Świątek jesienią przez blisko dwa miesiące nie grała, Coco Gauff formę odbudowała dopiero po US Open, kiedy zakończyła współpracę z Bradem Gilbertem, a Jelena Rybakina po półfinale Wimbledonu wyszła na kort tylko sześć razy.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Tenis
BJK Cup Finals. Włoska recepta na sukcesy
Tenis
Ostatnie łzy Rafaela Nadala
Tenis
Czego dowiedziała się o sobie Iga Świątek podczas Billie Jean King Cup?
Tenis
Zapomniał jak się przegrywa. Jannik Sinner i długo, długo nic
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Tenis
ATP Finals. Jak Jannik Sinner przeszedł do historii