Gra podwójna zaczęła się godzinę wcześniej niż przed dwoma dniami z Czeszkami, ale i tak wiedzieliśmy, że Polki ponownie rywalizację w finałach Billie Jean King Cup zakończą po północy. - Nie byłyśmy faworytkami tego debla – mówiła Świątek dwa dni temu i teraz mogła te słowa powtórzyć, skoro po drugiej stronie siatki stanęły mistrzynie olimpijskie z Paryża.
To deblowe doświadczenie było widać. Sara Errani i Jasmine Paolini konsekwentnie zagrywały na Katarzynę Kawę, a ta pierwsza za wszelką cenę starała się unikać wymian z głębi kortu z Igą Świątek. Obie pary miały swoje szanse na przełamanie w pierwszym secie, aż wreszcie – przy wyniku 5:5 – Włoszki wygrały gema po tym, jak Paolini sprytnie returnowała przy serwisie Kawy.
Mistrzynie olimpijskie umiały Polki przechytrzyć. Widzieliśmy, po której stronie siatki stoją rasowe deblistki. Im dłużej trwał mecz, tym większą rolę grały oczywiście nerwy i zmęczenie. Polki prowadziły już 5:1, ale Włoszki pokazały, że mają nerwy ze stali – zwłaszcza przy kluczowych wymianach, gdy było 40:40. Odrobiły straty i wygrały mecz, zapewniając swojej reprezentacji awans do finału.
Czytaj więcej
- Wciąż wierzę, że wygram turniej Wielkiego Szlema - mówi półfinalistka ubiegłorocznego Australian Open
Polska – Włochy. Magda Linette obudziła się zbyt późno
Mecz zaczęła Linette, która w piątek przez blisko cztery godziny walczyła, żeby wyleczyć się z koszmaru o twarzy Sary Sorribes Tormo, z którą mierzyła się wcześniej czterokrotne i za każdym razem przegrywała. Maratoński wysiłek zakończyła zwycięstwem, ale ta wygrana kosztowała ją dużo, bo kolejnego dnia widzieliśmy, jak fizjoterapeuta pracował nad jej ramieniem.