Wciąż pani wierzy, że jeszcze kiedyś wygra turniej Wielkiego Szlema?
Tak, zwłaszcza kiedy gram takie mecze jak w Pekinie, gdzie pokonałam Jasmine Paolini, czy później w Wuhan, gdzie również prezentowałam wysoki poziom. To są momenty, które przekonują mnie, że jestem blisko. Cały czas się rozwijam – na przykład mój ostatni, trzysetowy mecz z Aryną Sabalenką w Madrycie był lepszy niż ten rozegrany rok wcześniej w półfinale Australian Open. Wiadomo, że na sukces musi się złożyć wiele czynników. Miałam swoją szansę w Melbourne i wierzę, że przyjdzie kolejna. Muszę być na to przygotowana. Mój tenis znów prezentuje się dobrze, idziemy we właściwym kierunku, a psychicznie czuję się również silniejsza. Jestem gotowa na więcej.
Jest pani wciąż bardziej tenisistką nienasyconą niż spełnioną?
Myślę, że tak będzie zawsze. Nawet gdybym wygrała turniej Wielkiego Szlema, pewnie powiedziałabym, że chciałabym wygrać dwa. Taka już jestem. Zawsze uważam, że można coś zrobić lepiej. Nie wiem, co musiałoby się wydarzyć, abym mogła powiedzieć: „Jestem tenisistką spełnioną”. Proszę spojrzeć: mam 32 lata i wciąż gram.
Czytaj więcej
– Przetrwałem tsunami, to była duża polityka. Złożyłem trzy pozwy o zniesławienie i nie odpuszczę – mówi „Rz” prezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego (PKOl) Radosław Piesiewicz.
Co mają dać zmiany w sztabie szkoleniowym i odejście Iana Hugesa?
Chcemy znaleźć lepszą komunikację, aby zrozumieć, jak możemy coś wdrożyć w sytuacjach stresowych, gdy muszę podejmować decyzje intuicyjnie. Kiedy jestem spokojna i pewna siebie, mój tenis wygląda zupełnie inaczej niż wtedy, gdy jestem spięta i wycofana. Naszym celem jest poprawa mojego tenisowego IQ, którego czasami mi brakuje. Niektóre zawodniczki mają siłę i nie potrzebują tego aż tak bardzo, ale dla mnie spokój jest niezbędny. Muszę świadomie podejmować lepsze decyzje w trudnych momentach. To teraz ważniejsze niż kwestie techniczne czy fizyczne, bo na tym etapie kariery trudno o duże zmiany w tych aspektach.
Czy ten sezon był dla pani udany?
Początek był trudny, ale od przejścia na korty ziemne zaczęło się robić bardziej pozytywnie. Czuję żal, że nie osiągnęłam lepszych wyników, bo moja gra na to pozwalała. Czasami brakowało szczęścia w losowaniach, gdy trafiłam na Ludmiłę Samsonową na Roland Garros czy Elinę Switolinę w Wimbledonie, albo w meczach z Sabalenką w Madrycie czy Wiktorią Azarenką w Rzymie. To był okres, kiedy grałam naprawdę dobrze. Momentami brakowało centymetrów, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. Z drugiej strony, zdobyłam tytuł w Pradze, na który długo czekałam, bo miałam już dość przegrywania w finałach. Przeprowadziłam też pierwszy Kid’s Day z moją fundacją. To był więc ważny rok, ale nie wiem, czy jestem zadowolona. Pewnie nie będę, dopóki nie zostanę numerem jeden albo nie wygram turnieju Wielkiego Szlema.