Legia Warszawa i Jagiellonia Białystok przed ostatnią kolejką były w top 8 tabeli Ligi Konferencji, co dawało im awans bezpośredni do 1/8 finału. Zapracowały na to poprzednimi meczami, konkretnie pierwszymi czterema, w których nabijały też dla Polski kolejne punkty w rankingu UEFA, bo w piątej serii polskie zespoły przegrały odpowiednio ze szwajcarskim Lugano i czeską Mladą Boleslav. Przed meczami Djurgårdens IF – Legia oraz Jagiellonia – Olimpija Lublana, luka między pewnością a dużym prawdopodobieństwem co do bezpośredniego awansu nie była wielka, ale polskie zespoły w tego typu sytuacjach często miewały problemy z pokonaniem ostatniej przeszkody. Wypadnięcie z pierwszej ósemki oznaczało przejście do 1/16 finału, a więc lutowego barażu o 1/8 finału dla zespołów z miejsc od 9. do 24.
Między meczami Legii i Jagiellonii a tabelą Ligi Konferencji
Miłośnicy tzw. multiligi, a więc ostatniej kolejki polskiej Ekstraklasy, gdy wszystkie mecze odbywają o tej samej godzinie, a tabela zmienia się po każdym golu, podczas ostatniej serii gier Ligi Konferencji musieli być zachwyceni. Tu spotkań rozgrywanych równocześnie było aż osiemnaście, na dodatek za wyjątkiem pierwszej Chelsea i ostatniego Larne FC, praktycznie każdy miał o co grać.
Kibice polskich drużyn musieli więc baczyć na każde powiadomienie o golu w innym meczu i na każdą zmianę tabeli, która wyjściowo – przypomnijmy – wyglądała korzystnie dla przedstawicieli Ekstraklasy.
Zabawa w przesunięcia w tabeli zaczęła się szybko, bo już w 5. minucie – wtedy cypryjski Pafos FC objął prowadzenie w Lugano i błyskawicznie wypchnął Jagiellonię z pierwszej ósemki. Z czasem okazało się, że to nie Cypryjczycy będą największym problemem białostoczan, ale ta sytuacja pokazała, że polskie zespoły powinny liczyć przede wszystkim na siebie. A z tym niestety był problem.