To była tylko formalność. Kulesza był jedynym kandydatem na prezesa. By pozostać na stanowisku, musiał otrzymać co najmniej połowę głosów, zgodnie z przewidywaniami dostał dużo więcej. Opowiedziało się za nim 98 delegatów, siedmiu było przeciw, a 11 wstrzymało się od głosu.
Prezesowi nie zaszkodziły ani afery premiowa i alkoholowa, ani słabe wyniki pierwszej reprezentacji, ani ostatnie zamieszanie wokół odebrania kapitańskiej opaski Robertowi Lewandowskiemu, które doprowadziło do zwolnienia Michała Probierza. Jego pozycji nie osłabiła również porażka w wyborach do Komitetu Wykonawczego UEFA (europejska federacja).
Wybory w PZPN. Kto w nowym zarządzie?
Słuchając wystąpienia prezesa, można było odnieść wrażenie, że polska piłka odnosi same sukcesy. Kulesza chwalił się, że organizujemy międzynarodowe imprezy, piłka kobieca się rozwija (w lipcu Polki zagrają po raz pierwszy na Euro), związek inwestuje w szkolenie młodzieży, a przychody PZPN zbliżyły się do kwoty pół miliarda złotych (aktywa na koniec 2024 roku wyniosły rekordowe 362 mln zł).
– Chcemy kontynuować to, co było dobre, i poprawić to, co wymaga poprawy – zapowiedział poważnie Kulesza. Potem już w rozmowie z dziennikarzami dodał, że zdaje sobie sprawę, iż było też dużo “niedociągnięć i pomyłek”, ale po to jest następna kadencja, by je wyeliminować.