Przez cztery dni nieopodal miejscowości Southampton na Long Island widać było, że US Open to niezwykle surowy sprawdzian golfowych umiejętności. Koepka wygrał z przewagą jednego uderzenia nad Anglikiem Tommym Fleetwoodem, dwoma nad mistrzem US Open 2016 i liderem rankingu światowego Dustinem Johnsonem oraz trzema nad tegorocznym mistrzem Masters Patrickiem Reedem.
Nowy-stary mistrz jeszcze dwa miesiące temu chyba nie myślał, że znów weźmie w dłonie wielki srebrny puchar, odbierze złoty medal im. Jacka Nicklausa i czek na ponad 2 mln dolarów. Koepka miał wcześniej długą przerwę z powodu kontuzji nadgarstka, było tak, że chorą ręką nie mógł podnieść kubka z kawą.
Doktorzy zrobili jednak swoje, golfista z Florydy wrócił i na boleśnie trudnym dla wielu polu Shinnecock Hills zademonstrował zalety swej wszechstronnej gry. Rok temu na Erin Hills w stanie Wisconsin zwyciężył błyskotliwie z wynikiem -16, teraz do wygranej wystarczyło +1, bo trudne pole na Long Island wymagało od wszystkich walki z wieloma przeciwnościami.
Ostatnia runda (-2 czyli 68 uderzeń) była właśnie pokazem odporności mistrza na presję, wymagania pola i niełatwe warunki meteorologiczne. Najlepszą finałową rundę zaliczył wprawdzie wicemistrz, Fleetwood, ale nawet dumne 63 uderzenia (taki wynik w US Open zdarzał się bardzo rzadko) nie dały mu sukcesu.
Anglik jednak mógł wierzyć, że wygra. Skończył znakomitą rundę znacznie wcześniej od głównych rywali, miał szanse na birdie na dołkach nr 16 i 18, gdyby mu się udało – byłby pierwszym w 118-letnich kronikach turnieju, który zaliczył 62 uderzenia w rundzie US Open oraz zagrałby dogrywkę z Koepką. Widzowie to wiedzieli i bili brawa – chwalenie Europejczyków na amerykańskich polach to też rzadka sprawa.