Do grupy polskich zwycięzców dołączył też Piotr Żyła – 11. w Pucharze Świata, trzeci w lotach. Sukces na skoczni mamuciej Kulm w Tauplitz/Bad Mitterndorf dał mu satysfakcję również dlatego, że choć po raz drugi w karierze wygrywał konkurs pucharowy, to po raz pierwszy samodzielnie – w 2013 roku w Oslo/Holmenkollen podzielił sukces z Gregorem Schlierenzauerem.
Trójka: Kubacki, Stoch i Żyła, spisywała się zatem dobrze, niekiedy znakomicie i jeżeli można trochę narzekać, to tylko na to, że niemal przez cały sezon brakowało czwartego do drużyny. Tylko na początku zimy w Wiśle (trzecie miejsce) i w Klingenthal (jedyne zwycięstwo) pojawiła się nadzieja także na zespołowe sukcesy, lecz wkrótce trzeba było się z nią żegnać.
Lekki niedosyt
– Sezon oczywiście był udany. Wygraliśmy najbardziej widoczne i najbardziej medialne imprezy, i to jest ważne. Duży plus na pewno daję Dawidowi Kubackiemu, który nawet mnie trochę zaskoczył, wykonując fantastyczną robotę podczas Turnieju Czterech Skoczni. Mieliśmy trzech, którzy wygrywali, stawali na podium, walczyli o pucharowe punkty i wysokie miejsca we wszystkich klasyfikacjach. Mogliśmy jeszcze powalczyć o coś więcej w odwołanych mistrzostwach świata w lotach w Planicy, bo forma Piotra Żyły i Kamila Stocha wyraźnie szła w górę. Zabrakło reszty. Myślę, że lekki niedosyt pozostanie ze względu na skromne osiągnięcia pozostałych zawodników. Na minus zapiszą tę zimę zwłaszcza Maciek Kot, Stefan Hula i Kuba Wolny, także dlatego, że naprawdę dobrze skakali jesienią, lecz w zimie cały czar prysnął – mówi „Rz" Adam Małysz, dyrektor koordynator ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim.
Ten sezon był też czasem debiutu Czecha Michala Doležala w roli głównego trenera reprezentacji. Objął stanowisko 24 marca 2019 roku, każdy kibic skoków wie, że był cenionym asystentem poprzednika, Austriaka Stefana Horngachera. Po roku można rzec, że zmiana na najważniejszym stanowisku szkoleniowym dała owoce, choć także pokazała, że nie wszystkie bolączki polskich skoków da się załatwić w kilkanaście miesięcy.
– Myślę, że Michal Doležal w pierwszym roku pracy sprostał zadaniom. Przede wszystkim musiał sprawić, by chłopcy mu zaufali, by uwierzyli w metody, które stosuje, by byli pewni, że jest w stanie pociągnąć kadrę w górę. Oczywiście nadal są sprawy, które trzeba będzie wyprostować, widać, że są luki, które trzeba jakoś uszczelnić. Brakuje cały czas narybku, czyli młodych zdolnych skoczków. I będziemy nad tym pracować. Z drugiej strony patrząc, mieliśmy w tym sezonie okazję wypróbować pozostałych zawodników z kadry B, zobaczyć, jak funkcjonują w Pucharze Świata. Dzięki temu mamy wiedzę, co jeszcze trzeba zrobić, by było lepiej. Michal jest też jednym z tych, którzy zawsze próbują coś zrobić w kwestiach technologicznych, wprowadzać nowe rozwiązania lub poprawki. Zna się na tym. Wojna technologiczna w skokach trwa zawsze, nawet jeśli o niej niewiele słychać. Mamy doświadczenie, że jeśli ktoś coś dobrego wymyśli, to się tym głośno nie chwali. Nasz trener wie doskonale, że wszelkie informacje o jakichś nowinkach mogą też być zagraniami psychologicznymi, rzucanymi mediom wiadomościami, tylko po to, by inni się zastanawiali i szukali rozwiązań tam, gdzie ich w praktyce nie ma – ocenia dyrektor Małysz.
Moda na turnieje
Ta zima, choć często kazała walczyć skoczkom i organizatorom konkursów PŚ ze złą pogodą, wiatrem, brakiem śniegu, deszczem i innymi plagami, na pewno okazała się interesującą pod wieloma względami nie tylko w Polsce.