Są przynajmniej trzy powody, by wierzyć, że Liverpool zatrzyma Real zmierzający po kolejne trofeum: w tym roku mieliśmy ślub w brytyjskiej rodzinie królewskiej, wygraną londyńskiego klubu w Pucharze Anglii oraz Eintrachtu Frankfurt w Pucharze Niemiec. Brzmi niedorzecznie, ale do wszystkich tych zdarzeń doszło także w roku 1981, kiedy drużyna z Anfield pokonała Królewskich i zdobyła Puchar Mistrzów. Czy historia zatoczy koło?
To myślenie magiczne, ale racjonalnych przesłanek, by sądzić, że Liverpool może w sobotę wygrać z obrońcą trofeum, też nie brakuje.
– Rafa Benitez, który trenował oba zespoły, twierdzi, że Juergen Klopp ma lepszą drużynę niż ta, z którą w 2005 r. on sięgał po puchar w Stambule – mówi „Rzeczpospolitej" Rafał Nahorny, znawca angielskiego futbolu, komentujący mecze Premier League i Ligi Mistrzów w nc+. – Przy każdej okazji chwalimy ofensywny tercet Salah – Firmino – Mane, ale obrona również zrobiła postępy. Pamiętam oczywiście rewanż z Romą w półfinale, ale gdy spojrzymy na statystyki LM, okaże się, że Liverpool stracił mniej goli od Realu, zachował także więcej czystych kont.
Zadra w sercu
Bukmacherzy nieznaczną przewagę dają Królewskim, ale nie może być inaczej, kiedy dostajesz się do finału po raz czwarty w ostatnich pięciu sezonach i wszystkie poprzednie finały wygrywasz. – Klopp powiedział, że Real mógłby otworzyć sklep i handlować swoim doświadczeniem – dodaje Nahorny.
Liverpool w finale był ostatnio w 2007 r. – przegrał 1:2 z Milanem. Wtedy nikt nie przypuszczał, że wkrótce na Anfield nastaną lata chude. Szczytem był już sam awans do pucharów. Kilka miesięcy po przyjściu Kloppa Liverpool doszedł do finałów Ligi Europy i Pucharu Ligi Angielskiej, ale w obydwu przypadkach poniósł porażki.