– Wszyscy chcieliśmy niemieckiego finału. Wszyscy oprócz polskich sędziów – grzmiał dyrektor sportowy Bayernu Max Eberl. Wściekły Thomas Tuchel mówił o „katastrofalnej decyzji” Szymona Marciniaka i jego ekipy. – To nie zdarzyłoby się po drugiej stronie boiska – denerwował się trener Bawarczyków, sugerując, że na Santiago Bernabeu sędziowie zawsze sprzyjają Realowi.
Piłkarze i działacze klubu z Monachium z trudem opanowywali nerwy. – Nie chciałbym wszystkiego zwalać na sędziów. Real zasłużył na zwycięstwo. Ale uważam, że trzeba się trzymać zasad. Jeśli nie było jasne, czy był spalony, to gramy dalej. Skoro ktoś odgwizdał wtedy spalonego, to popełnił wielki błąd – opowiadał strzelec nieuznanego gola dla Bayernu Matthijs de Ligt.
To właśnie ta sytuacja z doliczonego czasu gry wywołała awanturę i gorącą dyskusję na temat pracy polskich arbitrów. Była już 103. minuta. Bayern przegrywał 1:2 i potrzebował bramki, by doprowadzić do dogrywki. Goście rzucili się do rozpaczliwego ataku, ale Marciniak przerwał akcję. Posłuchał swojego asystenta Tomasza Listkiewicza, który bez wahania podniósł chorągiewkę, sygnalizując spalonego. Chwilę później De Ligt trafił do bramki, ale zgodnie z przepisami przerwanie gry uniemożliwiło analizę powtórek przez VAR.
Szymon Marciniak – od bohatera do przeklętego
Marciniak i jego asystenci mieli podobno dużą szansę, by poprowadzić mecz otwarcia Euro 2024: Niemcy – Szkocja w Monachium. Niewykluczone, że w środę szansę tę stracili.
Dla Bawarczyków brak awansu do finału jest tym bardziej bolesny, że pierwszy raz od 12 lat zakończą sezon bez trofeum. Czują się skrzywdzeni, jednak pretensje powinni mieć też do siebie. Nie byli w stanie utrzymać prowadzenia, dali się zaskoczyć, w trzy minuty pozwolili sobie wbić dwa gole i wypuścili z rąk awans. Postacią tragiczną został Manuel Neuer, który popełnił koszmarny błąd przy bramce na 1:1, choć wcześniej wielokrotnie ratował kolegom skórę. Madrycki „AS” napisał, że w środowy wieczór przebył drogę „od bohatera do przeklętego”.