Reklama

Natalia Bukowiecka dla „Rzeczpospolitej": Sesje mnie stresują

Nie boję się skrajnego zmęczenia. Umiem doprowadzić swój organizm do granicy. Nie wszyscy to potrafią – mówi „Rzeczpospolitej” wicemistrzyni świata w biegu na 400 metrów, trzykrotna medalistka olimpijska Natalia Bukowiecka.

Publikacja: 22.08.2025 05:02

Natalia Bukowiecka

Natalia Bukowiecka

Foto: REUTERS/Aleksandra Szmigiel

Zawodowy biegacz musi umieć zaprzyjaźnić się z bólem?

Jestem jedną z tych, które po starcie „umierają” najbardziej. Często potrzebuję dużo czasu, aby dojść do siebie, ale jednocześnie w trakcie biegu ból raczej mnie nie dotyczy. Rzadko mnie odcina. 400 metrów to trudny dystans, nie unikniemy wysokiego poziomu kwasu mlekowego.

Iga Baumgart-Witan mówiła kiedyś, że po takim wysiłku czuje, jakby ktoś wbijał w nią setki małych noży…

Ja na szczęście nie mam problemu z dużym bólem nóg, dotyka mnie raczej zmęczenie ogólnoustrojowe. Zdarza się, że wymiotuję. Jestem wyczerpana. Potrzebuję 20-30 minut, żeby poleżeć i dojść do siebie.

Czytaj więcej

Natalia Bukowiecka: Żyję chwilą, nie planuję tego, co wydarzy się za 4 czy 8 lat

Taka odporność to też element talentu?

Trudno powiedzieć, choć parę razy się nad tym zastanawiałam. Czymś, co mnie wyróżnia jest to, że potrafię się zajechać do takiego momentu, że wymiotuję. Nie wszyscy to potrafią. A ja nie boję się skrajnego zmęczenia. Umiem doprowadzić swój organizm do granicy.

To najważniejszy element, który panią wyróżnia?

Mam po prostu talent do biegania, zawsze wyróżniałam się na tle rówieśników. Później przychodzi jednak moment, gdy kluczowe stają się wytrwałość oraz ciężka praca. Jestem ponadto stuprocentową profesjonalistką, dbam o każdy szczegół: regenerację, prewencję, planowanie. Pamiętam o wszystkim, te detale zbierają się w całość.

Reklama
Reklama

Trener Marek Rożej to człowiek, który musi panią hamować?

Nie wiem, czy sama umiałabym czasem wcisnąć hamulec. Dobrze się z trenerem rozumiemy i on wie, kiedy powinnam przestać, nawet gdy ja chciałabym biegać dalej. To kwestia doświadczenia oraz wzajemnego poznania. Trener umie po moim zachowaniu stwierdzić, kiedy jest źle, a kiedy można dokręcić. Sama też uczę się tego, że więcej nie zawsze znaczy lepiej.

Nie wiem, czy sama umiałabym czasem wcisnąć hamulec. Dobrze się z trenerem rozumiemy i on wie, kiedy powinnam przestać, nawet gdy ja chciałabym biegać dalej

Skąd bierze pani motywację?

Po prostu to lubię: treningi, starty, wyjazdy, atmosferę. Chciałabym się też poprawiać. Czuję, że wciąż mam rezerwy. Motywuje mnie zarówno świadomość, że mogę biegać szybciej, jak i to, że są jeszcze inne medale do zdobycia.

Umie pani zdefiniować granicę tej rezerwy, jak bardzo może jeszcze poprawić swój czas?

Nie umiem, bo przecież cztery lata temu na pytanie o granicę 49 sekund odpowiedziałabym, żeby ktoś się puknął w czoło. Ta granica się przesuwa.

A gdzie są te rezerwy, co jeszcze możecie zrobić więcej, bądź inaczej?

Rok temu trenowałam naprawdę mocno pod względem objętościowym. Teraz jest trochę lżej, więc wierzę, że gdy się zaadaptuję, to za rok czy dwa będę mogła dołożyć i to zaprocentuje. Siłowo też możemy się poprawić, mam rezerwy. Jest pole manewru. Ważne, żeby było zdrowie.

Jak duże znaczenie miało to, że podczas ostatnich drużynowych mistrzostw Europy – mimo młodego wieku – została pani kapitanem reprezentacji?

To było naprawdę miłe, fajnie się poczułam. Wczułam się w rolę, starałam się pomagać, coś załatwić. Jestem niby młodym sportowcem, ale też, patrząc na kadrę, która tam była, to już bliżej było mi do starszych. Nie czuję się weteranką, lecz widzę zmianę.

Reklama
Reklama

Czytaj więcej

Paryż 2024. Natalia Kaczmarek brązową medalistką olimpijską! Więcej osiągnąć się nie dało

Kiedyś powiedziała pani, że jedną z pani idolek jest Allyson Felix. Chciałaby pani pójść jej drogą i zrobić przerwę macierzyńską, a potem wrócić do sportu?

To nie wchodzi w grę. Trudno mi sobie wyobrazić, że można urodzić dziecko, a później wrócić do biegania. Wiem, jak dziś trenuję oraz ile czasu na to poświęcam. Tego nie da się połączyć z macierzyństwem, bo zostając mamą, chciałabym się temu poświęcić. Może to wynika z mojego perfekcjonizmu. Wiem, że zostając mamą, ucierpiałyby na tym sport, dziecko albo ja, mając poczucie, że nie angażuję się w macierzyństwo tak, jak powinnam.

Takie zaangażowanie, oddanie pracy wyniosła pani z domu?

Rodzice zawsze pokazywali mi, że trzeba ciężko pracować, aby do czegoś dojść. Trudno mi to jednocześnie przełożyć na sport, bo nigdy nie trenowali. Oboje są z zawodu leśnikami. Mama pracuje w Lasach Państwowych, a tata prowadzi różne biznesy. Zaczął od tego, że założył tartak. Nasz dom rodzinny też jest w lesie, rodzice są z naturą mocno związani. Trudno byłoby im zamieszkać w mieście. Kiedy przyjeżdżali do Wrocławia, tata mówił: „Jak tu głośno, jak dużo ludzi!”.

Pani też tak ma?

Wrocław był dla mnie trochę za duży, ale dziś mieszkamy na obrzeżach Olsztyna, co mi odpowiada. Blisko są las oraz jezioro, ale też kiedy chcę, mogę wyjść do sklepu, do kosmetyczki czy zamówić jedzenie. Jesteśmy młodzi, żyjemy w takich czasach, trudno byłoby nam się od tego odzwyczaić.

Trudno mi sobie wyobrazić, że można urodzić dziecko, a później wrócić do biegania. Tego nie da się połączyć z macierzyństwem, bo zostając mamą, chciałabym się temu poświęcić

Ma pani w sporcie innych idoli?

Są osoby, które podziwiam, jak Mondo Duplantis czy Femke Bol. Widzę, że są nie tylko świetnymi sportowcami, ale też fajnymi ludźmi. To cudowne. Każdy powinien ich za to podziwiać.

Reklama
Reklama

Które pytanie w ostatnich latach denerwowało panią bardziej: o pobicie rekordu Polski Ireny Szewińskiej czy przyjęcie nazwiska męża Konrada Bukowieckiego?

Pytania o nazwisko. Irytowało mnie, że ktoś ocenia moją decyzję. To nie był temat do dyskusji. Ludzie mogą oceniać to, co się dzieje na bieżni, bo jestem sportowcem, ale sprawy prywatne powinni zostawić w spokoju. Jestem osobą publiczną, ale nie gwiazdą. Nie rozumiem tych, którzy próbowali mi coś narzucać i przekonywać, że mogę coś stracić. To nie było w porządku.

Popularność jest przywilejem czy obciążeniem?

Są momenty, kiedy ciąży, ale wciąż nie jest na jakimś wysokim poziomie, skoro mogę spokojnie przejść ulicą. Denerwuje mnie jedynie na treningach, gdy ktoś podchodzi, prosi o zdjęcie. To się zdarza, chociażby w Spale. Nie lubię tego, bo chcę się wówczas skupić na treningu. To moja praca. Mogę się wtedy wydawać niemiła, bo odpowiadam: „Nie teraz, później” i ludzie bywają zaskoczeni. Takich sytuacji nie ma jednak dużo.

Hejt panią omija?

Zdarza się rzadko, mowa raczej o pojedynczych osobach, bo mam wyniki i jestem dość neutralna. Potrafię się wypowiedzieć, podczas moich wywiadów nie ma dziwnych sytuacji, rzadko mówię rzeczy kontrowersyjne. Może gdybym tak robiła, byłabym bardziej popularna, ale nie będę udawać kogoś, kim nie jestem. Nie szukam atencji. Niektóre myśli zachowuję dla siebie, a w przypadku innych nie czuję się odpowiednią osobą do zabierania głosu. Jestem osobą publiczną, ale jako sportowiec, więc mogę mówić o sporcie.

Co pani czuje, widząc swoją twarz na plakatach, billboardach, okładkach magazynów?

Nie jest tak, że od razu przeszłam nad tym do porządku dziennego. Jestem perfekcjonistką, staram się wszystko robić jak najlepiej i tak samo podchodzę do zobowiązań sponsorskich. Traktuję je jako część pracy. Miło, chociażby zobaczyć swoje zdjęcie na witrynie butiku OMEGI. Bardzo je lubię, więc pomyślałam: „Wow! Super to wygląda”. Naprawdę byłam z siebie dumna. Miło być docenionym, każdy z nas przecież na to pracuje.

Lubi pani takie sesje, kampanie? Umalować się, ładnie ubrać, pozować?

Lubię, choć czasami to męczące, bo takie sesje mogą trwać nawet cały dzień, i ja się nimi stresuję, bo chciałabym wyjść dobrze, a nie jestem przecież modelką. To odskocznia. Fajnie się pomalować, ładnie ubrać, zrobić sobie ładne zdjęcia, bo jeśli chodzi o te z biegu, to nie wszystkie lubię. Wiadomo, że wtedy nie zawsze dobrze wyglądamy.

Reklama
Reklama

Czasami wam tego na bieżni brakuje, żeby się wyszykować, założyć elegancki zegarek, biżuterię?

Raczej nie. Sama biegam w zegarku, który jest wygodny i dobrze wygląda, więc się cieszę, że OMEGA taki przygotowała. Mondo Duplantis skacze z identycznym, ale jego model jest spersonalizowany, ma inne kolory. To ważne, że zegarek jest lekki, bo kiedyś – zaczynając starty – miałam taką fobię, że wszystko zdejmowałam. Miałam wrażenie, że coś może mi zahaczyć, ale zaczęłam się przyzwyczajać. Najpierw założyłam kolczyki, później łańcuszek, wreszcie pierścionek. A są i tacy, którzy z biżuterią nie mają w ogóle problemu. Noah Lyles czasami ma na tych rękach milion rzeczy, jakieś złote łańcuchy… Ja, zakładając coś o większym gabarycie, miałabym obawy, że będzie przeszkadzać.

Czytaj więcej

Rekord Polski Natalii Kaczmarek. Nastała nowa epoka w polskiej lekkoatletyce

Ma pani 27 lat. Wyobraża pani sobie, żeby biegać tak długo, jak 36-letnia Iga Baumgart-Witan?

Raczej nie. Wracamy do tematu dziecka, bo gdybym chciała je mieć, to – odrzucając możliwość powrotu po przerwie macierzyńskiej – trudno byłoby mi biegać tak długo. Nie chcę jednak wyznaczać jakiejś konkretnej granicy, bo widzę, jak wiele dziewczyn ją przesuwało. Zakończę karierę, gdy poczuję, że nadszedł moment. Chciałabym opuścić bieżnię z tarczą. Fajnie byłoby zakończyć karierę z przyjemnością, a nie myślą, że zmusiła mnie do tego kontuzja albo fakt, że biegam już zbyt wolno.

Myśli pani już czasami o tym, jak mogłoby wyglądać pani życie po karierze?

Na razie nie, bo to się zmienia. Kiedy sobie przypomnę, o czym myślałam pięć lat temu, to wiem, że dziś jestem zupełnie innym człowiekiem. Cały czas dorastam, więc za pięć kolejnych moje podejście do życia też może być zupełnie inne. Nie chcę więc planować. Zacznę, gdy będę bliżej końca kariery. Wiele zależy od tego, w jakim momencie będę, jakimi funduszami będę dysponować. Na pewno nie chciałabym sytuacji, w której schodzę z bieżni i muszę iść do pracy, bo nie mam za co żyć.

Fajnie byłoby zakończyć karierę z przyjemnością, a nie myślą, że zmusiła mnie do tego kontuzja albo fakt, że biegam już zbyt wolno

Reklama
Reklama

Jest pani wicemistrzynią świata i trzykrotną medalistką olimpijską, więc to pani chyba nie grozi?

No nie grozi, jest dobrze, ale różnie bywa. Mam zabezpieczenie i będę miała po karierze chwilę na zastanowienie, ale raczej nie mogłabym sobie pozwolić, żeby nie pracować do końca życia.

Piotr Małachowski, który jest dziś dyrektorem Memoriału Kamili Skolimowskiej, a ostatnio mieszkał w Tajlandii, inspiruje?

Nie wiem, czy to mój kierunek, ale chciałabym zostać w sporcie. Na pewno nie będę trenerem, bo to oznaczałoby, że – pod kątem wyjazdów, zgrupowań – nie zmieniłoby się moje życie. Może udałoby mi się podziałać przy Memoriale albo otworzyć jakąś fundację? Rozważam różne rzeczy. Piotrek się odnalazł i widać, że czerpie z tego wszystkiego przyjemność. Takich podróży, jak on, jednak nie planuję. Tyle podczas kariery wyjeżdżamy, że chciałabym wreszcie pobyć w domu.

Stając na starcie, staram się tym bawić oraz pamiętać, że to wszystko jest dla mnie jakąś nagrodą. Nie muszę nikomu nic udowadniać, biegam dla siebie

Czy uprawia pani dziś sport ze świadomością, że już niczego nie musi?

W tym sezonie – na pewno. Wiedziałam, że to rok zmian i może być różnie, ale czuję się dobrze. Stając na starcie, staram się tym bawić oraz pamiętać, że to wszystko jest dla mnie jakąś nagrodą. Nie muszę nikomu nic udowadniać, biegam dla siebie.

Stając w blokach, może pani już sobie powiedzieć: „To fajna kariera i nawet gdyby się już nic więcej w niej nie wydarzyło, będę zadowolona”?

Gdybym miała zakończyć jutro karierę, to powiedziałabym, że niczego nie żałuję i jestem sportowcem spełnionym.

Zawodowy biegacz musi umieć zaprzyjaźnić się z bólem?

Jestem jedną z tych, które po starcie „umierają” najbardziej. Często potrzebuję dużo czasu, aby dojść do siebie, ale jednocześnie w trakcie biegu ból raczej mnie nie dotyczy. Rzadko mnie odcina. 400 metrów to trudny dystans, nie unikniemy wysokiego poziomu kwasu mlekowego.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Reklama
Patronat Rzeczpospolitej
Mityng Golden Sand: Bukowiecki, Lisek i Horowska triumfują. Szewińska na podium w Alei Gwiazd
Lekkoatletyka
Gwiazdy lekkoatletyki znów w Chorzowie. Memoriał Kamili Skolimowskiej
Lekkoatletyka
Igrzyska olimpijskie na pustyni? To już nie science-fiction
Lekkoatletyka
Diamentowa Liga znów na Stadionie Śląskim. Polska sztafeta powalczy o mistrzostwa świata
Patronat Rzeczpospolitej
Padł rekord zapisów do Poland Business Run 2025!
Reklama
Reklama