Działacze ATP, WTA i ITF od tygodni zastanawiają się, czy uda się wznowić turnieje jesienne (ostatnie sugestie są takie, że do końca sierpnia nie będzie to możliwe), także, czy realne jest rozegranie US Open, tym bardziej, że Nowy Jork to epicentrum epidemii w USA. Do wydarzeń na kortach w Melbourne Park pozostało ponad siedem miesięcy, ale pandemia koronawirusa także każe już teraz dyskutować o przyszłości najbliższego Wielkiego Szlema Azji i Pacyfiku.
Organizatorzy Australian Open przyznali, że mają problem z określeniem przyszłości ich turnieju. Na stole leżą cztery możliwości: najbardziej optymistyczna – australijski turniej odbędzie się w planowanym terminie (18-31 stycznia 2021 r.) bez żadnych ograniczeń, jako turniej startowy nowego sezonu; kolejna – odbędzie się terminie, lecz bez publiczności; trzecia – zostanie przeniesiony na późniejszy termin sezonu 2021 i ostatnia, najgorsza – zostanie odwołany, czyli przesunięty na 2022 rok.
Dyrektor Australian Open Craig Tiley wskazując te scenariusze twierdzi, że działacze na razie przygotowują się do wszystkich opcji i szykują finansowe modele odpowiadające każdej z wymienionych sytuacji. – „Dobra wiadomość jest taka, że w tym roku mieliśmy turniej, więc mogliśmy pozyskać trochę gotówki, ale ta kwota szybko maleje, gdy nie mamy kolejnych dochodów – mówił dyrektor Tiley w dzienniku „The Age".
W przypadku odwołania najbliższego Wielkiego Szlema w Melbourne australijscy działacze mają w miarę dobrą sytuację – ubezpieczyli się od następstw pandemii (podobne ubezpieczenie było kluczowym argumentem prz podjęciu przez Anglików decyzji o odwołaniu tegorocznego Wimbledonu).