Mecz polsko-austriackiej pary wyglądał jak tenis w ustronnym, kameralnym klubiku na początku XX wieku. Ziewające panny, wachlarze w dłoniach starszych pań, kapelusze na głowach zacnych panów.

Brakowało tylko uczynnej kelnerki z wiktoriańsko zaczesanymi włosami i filiżanką herbaty rodem z Kooyong. Była garstka Polaków, którzy dostali od Kubota autografy i piłeczkę.