Jakim szefem jest Iga Świątek?
Bardzo ludzkim. To taki typ szefa, który dba o ludzi, tworzy rodzinną atmosferę. Jestem w zespole od kilku tygodni i widzę, że jest bardzo troskliwa. Wie też, czego chce. Skupia się na detalach. Chce, aby wszystko było tak profesjonalne, jak to tylko możliwe, czego oczekuje także od innych. To niezbędne, kiedy jesteś w swoim fachu na szczycie świata, i właśnie dlatego Iga tam jest.
Czy w ciągu tych pierwszych tygodni było coś, co pana zaskoczyło?
Nie było raczej niespodzianek. Pracuję w tenisie od 15 lat i wydaje mi się, że mam zazwyczaj właściwy obraz osób, które tam są. Iga wszystko robi ze 100-procentowym skupieniem oraz intensywnością. Jeśli coś musi być wykonane w określony sposób, to nie ma sytuacji, gdy odmawia, bo nie ma ochoty. Właśnie to sprawia, że od tak dawna jest numerem jeden. Tak, czyli bardzo profesjonalnie, zachowuje się na korcie, a po za nim po prostu dobrze się bawimy.
Jak odebrał pan zamieszanie związane z pozytywnym wynikiem testu antydopingowego?
Dowiedziałem się o wszystkim późno. To była ostatnia rozmowa przed tym, jak Iga mnie zatrudniła. Napisała wtedy, że „musimy porozmawiać o temacie”. Opowiedziała mi o wszystkim, co doceniam. To był o tyle świetny początek współpracy, że zbudowaliśmy w ten sposób zaufanie. Później, kiedy wszystko mi wyjaśniła, miałem pewność, że to sprawa czysta: wzięła lek, który był mikrozanieczyszczony, została na krótko zawieszona oraz ma na wszystko dowody, opinie ekspertów, wyniki testów przeprowadzonych w niezależnych laboratoriach.
Czytaj więcej
Iga Świątek miała pozytywny wynik testu antydopingowego. Polka została zawieszona na miesiąc, bo przyjęła zanieczyszczony lek z melatoniną, który zawierał zakazaną trimetazydynę.
Nie miał pan obaw, że zawieszenie będzie dłuższe, co postawi waszą współpracę pod znakiem zapytania?
Uważam, że w ogóle nie powinna zostać zawieszona. Nawet jednak, gdyby do tego doszło, to możliwość współpracy z kimś takim jak Iga była decyzją oczywistą. Nie miałem żadnych wątpliwości.