Manchester City - Real Madryt. Widowisko w Lidze Mistrzów, Vinicius Junior ukradł wieczór

Manchester City i Real Madryt w tym sezonie cierpią, lecz magia wieczoru Ligi Mistrzów wymazała wspomnienia kryzysu. Zespół Carlo Ancelottiego był już na linach, ale odrobił straty. Królewscy wygrali 3:2, a bohaterem został Vincius Junior.

Publikacja: 11.02.2025 23:13

Vinicius Junior

Vinicius Junior

Foto: REUTERS/Scott Heppell

Brazylijczyk grał tak, jakby wziął sobie za punkt honoru udowodnienie, że to on, a nie zatrudniany przez Manchester City, a obecnie kontuzjowany Rodrigo, zasłużył na Złotą Piłkę. Sędzia Clement Turpin zaczął mecz, a Vinicius krzyknął: „Pierwszy wszystko!" i zaczął tańczyć.

Najpierw nieznaczny spalony uratował Manchester przed rzutem karnym, bo Ederson faulował Brazylijczyka. Minęło kilka minut i to po jego podaniu sam przed golkiperem stanął Kylian Mbappe, ale nie trafił. Parę chwil później Vinicius wymienił piłkę z Ferlandem Mendym, którego strzał do opuszczonej już przed Edersona bramki zablokował obrońca. Mało? Była 25. minuta, kiedy przyjął Vinicius piłkę, wpadł w pole karne i huknął w poprzeczkę. A wtedy Real musiał już odrabiać straty.

Czytaj więcej

Ojciec wysłał sygnał. Czy Elon Musk wyda miliardy na piłkarski klub?

Manchester City – Real Madryt. Erling Haaland zadał pierwszy cios

Królewscy za kadencji Ancelottiego niejednokrotnie pokazywali, że najgroźniejsi są wówczas, gdy wydaje się, że już się chwieją i za chwilę padną na ring. Real można przecież zranić, ale nigdy – zabić. Nawet w sezonie jak ten, gdy w Madrycie trwa permanentny stan wyjątkowy.

Problemem przez wiele tygodni była nie tylko forma liderów - zatrudniony Kylian Mbappe potrzebował czasu, żeby się w Madrycie odnaleźć - oraz zakończenie kariery przez Toniego Kroosa, który przez lata organizował grę zespołu, ale i zdrowie. „Guardian” policzył, że w tym sezonie piłkarze Realu doznali 36 kontuzji. Obrona wciąż jest zdziesiątkowana, a przeciwko Manchesterowi nie mogli zagrać Dani Carvajal, Antonio Rudiger, David Alaba, Eder Militao ani Lucas Vazquez.

Ancelotti defensywę łapał na trytytki. Tym razem zagrali w niej Mendy, Raul Asencio oraz pomocnicy Aurelien Tchouameni i Federico Valverde. Misterna konstrukcja pękła w 19. minucie, gdy Josko Gvardiol zgrał piłkę klatką piersiową do Erlinga Haalanda, który trafił do siatki.

To był cios, który wybił Real z rytmu. Manchester na kilkanaście minut przejął kontrolę, a fani gości mogli sobie przypomnieć, jak jeszcze niedawno „Marca” pisała o drużynie rozpadającej się na kawałki, a dziennikarze wróżyli trenerowi wypowiedzenie. Ancelotti na zarzuty, że Real nie umie kontrolować meczów, odpowiadał: „Nie mam nic przeciwko odrobinie rock and rolla”. Może zresztą do takiej gry zobowiązują go zasoby, bo nikt w Europie nie ma takich pokładów talentu w ataku.

Kryzysem zarządzał na miarę możliwości, minimalizując straty. Real wciąż gra przecież w Lidze Mistrzów i Pucharze Króla, jest liderem LaLiga, zdobył Superpuchar Europy oraz Puchar Interkontynentalny. Królewscy nie wygrali jedynie Superpucharu Hiszpanii. Każdy chciałby tak cierpieć.

Manchester City – Real Madryt. Giganci futbolu w kryzysie

Ancelotti wyciska z drużyny ostatnie soki, ale trudno przejść obojętnie obok tego, że przegrywał w tym sezonie mecze najtrudniejsze: z Barceloną  (2:5, 0:4), Milanem (1:3), Liverpoolem (0:2). Spotkanie na Etihad Stadium było okazją, aby serię niepowodzeń przerwać. Mimo dwóch trofeów i otwartych niemal wszystkich frontów zespół z Madrytu doznał już siedmiu porażek, ale Manchester – aż jedenastu. Zespół Pepa Guardioli leży w Premier League na piątym miejscu i odpadł z Pucharu Ligi.

Czytaj więcej

Liga Mistrzów bez dogrywek? UEFA ma nowy pomysł

Kryzys był tak głęboki, że nowa formuła Ligi Mistrzów okazała się pułapką. Zespół Guardioli o awans walczył do ostatniej kolejki, a reguły rozstawienia uzależnionego od miejsca w tabeli sprawiły, że w fazie play-off mógł wylosować Bayern Monachium lub Real.

Padło na Królewskich, co oznacza, że za chwilę z rozgrywkami pożegna się jeden z dwóch najbardziej utytułowanych klubów ostatnich lat. - To będzie klasyk - zapewniał Ancelotti podkreślając, że przygotowanie się do meczów z zespołem Guardioli to niezmiennie koszmar. Ten drugi odpowiadał, że nie ma pojęcia, jaką wersję jego drużyny zobaczymy. - Zmagamy się, jesteśmy niestabilni - przyznawał trener, który zimą wydał ponad 200 mln dolarów na łatanie dziur w składzie.

Manchester wzmocnili Omar Marmoush, Nico Gonzalez i Abdukodir Chusanow, ale mecz z Realem zaczęli na ławce. Ważniejsi byli ci, którzy w ostatnich tygodniach wyleczyli urazy: Ruben Dias, Nathan Ake, John Stones czy Jack Grealish. Ten ostatni na boisku wytrzymał jednak tylko 30 minut.

Czytaj więcej

Francuzi wciąż bronią się przed muzułmańskimi symbolami w sporcie

Manchester City – Real Madryt. Nawet kiksy Kyliana Mbappe mogą być piękne

Real w pierwszym kwadransie gospodarzy zdominował. Drugi – po golu – należał do Manchesteru, ale wkrótce Królewscy odzyskali kontrolę, a ci oglądający europejską piłkę od święta mogli się dziwić, jak łatwo dostać się dziś pod bramkę mistrzów Anglii. Piłkarze z Madrytu wyrównali w 60. minucie, gdy po precyzyjnym dośrodkowaniu Daniego Ceballosa do siatki z pola karnego trafił Mbappe. Uderzył szczęśliwie, piszczelem, pokazując, że nawet kiksy mogą być piękne.

Real atakował i był na fali, ale to gospodarze odzyskali prowadzenie, gdy po faulu Daniego Ceballosa rzut karny w 80. minucie wykorzystał Haaland. To był cios, po którym Królewscy osunęli się na deski, ale przecież Real jak nikt wie, w jaki sposób się podnosić.

Minęło sześć minut i Brahim Diaz kilkadziesiąt sekund po wejściu na boisko dobił strzał Viniciusa, bo piłkę przed siebie odbił Ederson. Ten ostatni – choć nie strzelił gola – ukradł wieczór. Wygwizdywany bezlitośnie przez kibiców Brazylijczyk już w doliczonym czasie gry przerzucił piłkę nad Edersonem, a do bramki wbił ją Bellingham. Królewscy potwierdzili, że szlachectwo zobowiązuje, ale to dopiero pierwszy krok do 1/8 finału. Rewanż odbędzie się 19 lutego o 21.00 na Santiago Bernabeu.

Pierwsze mecze fazy play-off Ligi Mistrzów: Manchester City – Real Madryt 2:3, Brest – Paris Saint-Germain 0:3, Juventus Turyn – PSV Eindhoven 2:1, Sporting Lizbona – Borussia Dortmund 0:3

Brazylijczyk grał tak, jakby wziął sobie za punkt honoru udowodnienie, że to on, a nie zatrudniany przez Manchester City, a obecnie kontuzjowany Rodrigo, zasłużył na Złotą Piłkę. Sędzia Clement Turpin zaczął mecz, a Vinicius krzyknął: „Pierwszy wszystko!" i zaczął tańczyć.

Najpierw nieznaczny spalony uratował Manchester przed rzutem karnym, bo Ederson faulował Brazylijczyka. Minęło kilka minut i to po jego podaniu sam przed golkiperem stanął Kylian Mbappe, ale nie trafił. Parę chwil później Vinicius wymienił piłkę z Ferlandem Mendym, którego strzał do opuszczonej już przed Edersona bramki zablokował obrońca. Mało? Była 25. minuta, kiedy przyjął Vinicius piłkę, wpadł w pole karne i huknął w poprzeczkę. A wtedy Real musiał już odrabiać straty.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Piłka nożna
Manchester City – Real Madryt. Mecz dwóch poranionych drużyn
Piłka nożna
Barcelona skorzystała z prezentu. Pomogła bramka Roberta Lewandowskiego
Piłka nożna
Takiego transferu w Polsce jeszcze nie było. Ruben Vinagre - najdroższy piłkarz Ekstraklasy
Piłka nożna
Francuzi wciąż bronią się przed muzułmańskimi symbolami w sporcie
Piłka nożna
Liga Mistrzów bez dogrywek? UEFA ma nowy pomysł