Brazylijczyk grał tak, jakby wziął sobie za punkt honoru udowodnienie, że to on, a nie zatrudniany przez Manchester City, a obecnie kontuzjowany Rodrigo, zasłużył na Złotą Piłkę. Sędzia Clement Turpin zaczął mecz, a Vinicius krzyknął: „Pierwszy wszystko!" i zaczął tańczyć.
Najpierw nieznaczny spalony uratował Manchester przed rzutem karnym, bo Ederson faulował Brazylijczyka. Minęło kilka minut i to po jego podaniu sam przed golkiperem stanął Kylian Mbappe, ale nie trafił. Parę chwil później Vinicius wymienił piłkę z Ferlandem Mendym, którego strzał do opuszczonej już przed Edersona bramki zablokował obrońca. Mało? Była 25. minuta, kiedy przyjął Vinicius piłkę, wpadł w pole karne i huknął w poprzeczkę. A wtedy Real musiał już odrabiać straty.
Czytaj więcej
Brytyjczycy piszą, że Elon Musk chciałby kupić Liverpool, choć w bastionie laburzystów byłby ciałem obcym
Manchester City – Real Madryt. Erling Haaland zadał pierwszy cios
Królewscy za kadencji Ancelottiego niejednokrotnie pokazywali, że najgroźniejsi są wówczas, gdy wydaje się, że już się chwieją i za chwilę padną na ring. Real można przecież zranić, ale nigdy – zabić. Nawet w sezonie jak ten, gdy w Madrycie trwa permanentny stan wyjątkowy.
Problemem przez wiele tygodni była nie tylko forma liderów - zatrudniony Kylian Mbappe potrzebował czasu, żeby się w Madrycie odnaleźć - oraz zakończenie kariery przez Toniego Kroosa, który przez lata organizował grę zespołu, ale i zdrowie. „Guardian” policzył, że w tym sezonie piłkarze Realu doznali 36 kontuzji. Obrona wciąż jest zdziesiątkowana, a przeciwko Manchesterowi nie mogli zagrać Dani Carvajal, Antonio Rudiger, David Alaba, Eder Militao ani Lucas Vazquez.