Pierwsza seria od razu wprowadziła właściwy porządek. Sześciu doskonale znanych kibicom fachowców z kadry A Stefana Horngachera plus Aleksander Zniszczoł dołączony do startu w Turnieju Czterech Skoczni po udanych startach w Pucharze Kontynentalnym, zajęło siedem miejsc z góry klasyfikacji.
Liderem został Kamil Stoch, który skoczył najdalej – 140 m, za nim był Dawid Kubacki (136 m). Między liderem i wiceliderem było jednak tylko 1,2 pkt różnicy, gdyż sędziowie słusznie dali lepsze noty za styl Kubackiemu, lądowanie Stocha miało usterki, inaczej mówiąc było bez telemarku. Trzecie miejsce zajmował Stefan Hula, za nim znależli się Maciej Kot (tracił do Huli tylko 1,5 pkt), Jakub Wolny i Zniszczoł.
Pierwszy skok (117 m) nie udał się Piotrowi Żyle, może trochę przeszkodził wiatr, ale fakt, że wicelider Pucharu Świata od razu stracił szansę na tytuł mistrza kraju, 40 punktów straty do Stocha, to było stanowczo za wiele.
Juniorzy i skoczkowie zaplecza nie bardzo potrafili dołączyć do tego grona, tym bardziej, że piątka z kadry B (Przemysław Kantyka, Paweł Wąsik, Andrzej Stękała, Tomasz Pilch i Klemens Murańka) musiała ominąć mistrzostwa w Zakopanem – priorytetem był dla nich wyjazd na starty w Pucharze Kontynentalnym w Engelbergu i Klingenthal.
Delegat techniczny Łukasz Kruczek miał dość prostą pracę: dla najlepszej siódemki rozbieg skracał, dla reszty wydłużał.