Można narzekać, że to święto tworzące trzydniowe korki nie tylko w Zakopanem, że hałas budzi świstaki, że biało-czerwony żywioł niekiedy przekracza granice wytrzymałości Krupówek, ale skoczkowie na pewno nie narzekają, gdy widzą w dole kilkadziesiąt tysięcy pełnych energii widzów.
Styczniowy festiwal skoków w Zakopanem od czasów wczesnego Małysza (czyli końca lat 90. ubiegłego wieku) przekształcił się w wydarzenie o wielu wymiarach, nie tylko sportowych. Wizytują Tatry głowy państwa – tradycja sięga odwiedzin prezydenta Ignacego Mościckiego podczas MŚ w 1939 roku. W czasach nam bliższych na zakopiańskiej trybunie honorowej pojawiał się Aleksander Kwaśniewski, by ogłosić start Zakopanego w wyścigu o igrzyska olimpijskie albo nacisnąć przycisk włączający nowe, elektryczne oświetlenie Wielkiej Krokwi (to wówczas padła fraza: „Teraz nacisnę guzik, nie wiem, co się stanie, ale nacisnę..."). Przybywali też na skoki Bronisław Komorowski i Andrzej Duda, który rozszerzył prezydenckie zainteresowanie także o pucharowe konkursy w Wiśle.
Zakopane to prawie 100-letnia tradycja skoczni oraz już 40-letnia historia Pucharu Świata. Konkursy w tych okolicznościach to spora presja, wiedzą o tym dobrze polscy skoczkowie, którzy tej zimy chwilę kazali czekać rodakom na sukcesy na miarę marzeń i wspomnień. Na szczęście, wbrew okresowym narzekaniom, znów było na co czekać.
Tym razem bohaterem Zakopanego ma być Dawid Kubacki, nadzwyczaj spokojny sportowiec, dopóki ktoś nie zada mu głupiego pytania.Jego rozwój może nieco się spóźniał, ale od roku, czyli pierwszego sukcesu w PŚ w Predazzo, Kubacki gwarantuje już nadzwyczajne emocje.
Indywidualny mistrz świata z Seefeld, mistrz 68. Turnieju Czterech Skoczni, czterokrotny zwycięzca konkursów PŚ (trzy razy w tym sezonie), podpora drużyny, czwarty skoczek obecnego PŚ z widokiem na równą walkę z Ryoyu Kobayashim, Stefanem Kraftem i Karlem Geigerem o Kryształową Kulę – stał się gwiazdą.