Rozpoczynanie skoków jesienią udającą zimę, to od lat misja nieco niebezpieczna, choć jak uczy doświadczenie, wykonalna. Nie da się jednak zaczynać Pucharu Świata bez pewnego ryzyka, więc nie dziwi, że w kronikach dotychczasowych inauguracji sezonu zapisano tylko dziesięć ośrodków.
Najdłużej, bo 11 razy, zawody PŚ zaczynały się w Laponii, w ośrodku Ruka niedaleko Kuusamo, ale nawet i tam, choć blisko kręgu polarnego i siedziby św. Mikołaja, nie wszystkie kaprysy natury daje się opanować.
Wisła przejęła obowiązki od Kuusamo/Ruki w sezonie 2017/2018, gdy działaczy Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) zmęczyły coroczne komunikaty meteorologiczne z Finlandii rozpoczynające się od prognoz bardzo silnego wiatru.
Wisła latem i zimą
Działacze Polskiego Związku Narciarskiego (PZN) wykorzystali ten fakt, by do znanego entuzjazmu polskich kibiców dołączyć obietnicę modernizacji zasłużonej skoczni, by nawet wichury i deszcze nie rozmywały zawodów. Przy okazji udało się powiększyć liczbę krajowych konkursów pucharowych do czterech (licząc z Zakopanem) i podpisać umowę z FIS na razie do 2021 r.
W ten sposób skocznia Wisła-Malinka, na której podczas otwarcia w 1933 r. Mieczysław Kozdruń skakał rekordowe 41 metrów, dorosła do Pucharu Świata. Zniknął pamiętny drewniany obiekt K-105 z drogą krajową nr 942 przecinającą zeskok (w czasie konkursów stosowano szlabany), na którym były momentu tak dramatyczne, jak tragiczny wypadek Zdzisława Hryniewieckiego w 1960 r. i przelot Roberta Matei na niezwykłą w tamtych okolicznościach odległość 119 m, połączony z upadkiem w miejscu, gdzie nie było już śladu zeskoku, na szczęście bez złych konsekwencji.