Można się spierać, czy technologia wkroczyła do skoków w chwili zmiany układu nart w kształt litery V, wymyślonego w latach 80. przez Szweda Jana Bokloeva (choć są uzasadnione opinie, że wynalazcą był na początku lat 70. Mirosław Graf ze Szklarskiej Poręby), czy może już wcześniej.
Jeden fakt jest bezsporny: skoczkowie i szkoleniowcy zawsze szukali dużych prędkości na progu i większej siły nośnej w locie. Postęp przebiegał wielokierunkowo, choć zasady ogólne były i są ściśle związane z prawami fizyki – aby lecieć dalej i piękniej, trzeba, oprócz dobrego momentu odbicia, wykorzystać układ nart i powierzchnię nośną kombinezonu.
To rzeczywiście praca dla fachowców lotniczych, ale także materiałoznawców, mechaników, fizjologów i paru innych specjalistów. W kilku przypadkach nowe idee zadziałały.
Podstawowe badania dotyczyły kombinezonów. Wiadomo – w przypadku sprytnego uszycia można było zyskać dodatkową powierzchnię nośną. Uważa się, że w tej dziedzinie od dawna przodowali Austriacy, zmiany symbolizowały zdjęcia Floriana Liegla (194 cm wzrostu), który na początku XXI w. latał nad zeskokiem, mając krok spodni na wysokości kolan.
Wprowadzono liczne regulacje ograniczające dowolność w tej kwestii (skracając przy okazji wyczynową karierę Liegla), ale rywalizacja działaczy narciarskich z pomysłowością speców od kombinezonów trwa do dziś, choć przybiera bardziej subtelne formy.