Konkurs na Vogtland Arena przebiegał względnie gładko, choć odpowiadający za zapalanie zielonego światła Borek Sedlak znów miał niełatwe zadanie, tak samo jak osoby od przesuwania belki startowej. Dało się jednak rozegrać dwie serie, Polacy prowadzili po pierwszej i utrzymali przewagę nad Austriakami i Japończykami.
Dający zwycięstwo piękny finałowy skok Dawida Kubackiego (137 m) miał zapewne największą wagę, ale mocny początek też był ważny – Piotr Żyła wykorzystał wiatr pod narty, skoczył bardzo efektownie 145 m (rekord skoczni 146,5) i można było budować nową narrację o tegorocznych polskich skokach.
Wprawdzie Austriak Philipp Aschenwald odrobinę przebił w punktach osiągnięcie Polaka (144,5 m z niższej belki), lecz gdy Jakub Wolny po kolejnym dobrym skoku (136 m) wyprowadził drużynę na pierwsze miejsce, już do końca można było się cieszyć z polskiego prowadzenia.
Emocje oczywiście trwały długo, ale w praktyce już po drugim skoku konkurs podzielił się na trzy części: na szczycie rywalizacji Austriacy (zwycięzcy z Wisły) próbowali gonić Polaków, Japończycy z Norwegami twardo walczyli o trzecie miejsce, Słoweńcy z Niemcami o piąte.
Smętna mina Stefana Horngachera wiele tłumaczyła: przez chwilę skoczkowie niemieccy spadli nawet na 7. pozycję, za Rosję (!), takiej sytuacji nie pamiętali najstarsi górale z Rudaw. Tylko trzeci w klasyfikacji PŚ Karl Geiger skakał na poziomie, który nie martwił trenera.