Przewidywania niemal się spełniły – pierwsza trójka Pucharu Świata (Kobayashi, Geiger, Kraft) prowadziła po pierwszej serii, w drugiej na szczycie zaszły zmiany głównie z powodu dwóch dobrych polskich skoków. Japończyk i Niemiec nie dali się wyprzedzić, są bardzo mocni, ale Piotr Żyła awansował z ósmej pozycji na piątą, Dawid Kubacki z czwartej na trzecią – Polak miał najlepszą notę drugiej serii. Do pełni szczęścia zabrakło wybitnych skoków Kamila Stocha, poprawne dały mu tylko 19. pozycję.
Seria KO w wykonaniu polskiej szóstki wyglądała nieźle: najpierw Maciej Kot bezproblemowo pokonał Czecha Viktora Polaska (w długości skoku 124,5 do 113 m), następnie Kamil Stoch podobnie zwyciężył Kanadyjczyka Mackenziego Boyda-Clowesa (124,5:119 m), choć długość skoku polskiego mistrza wrażenia nie zrobiła.
Następny pojedynek – Jakuba Wolnego ze Stefanem Hulą – zakończył się zwycięstwem tego pierwszego (różnica była spora, 124:113,5 m), ale po chwili przyszła wieść, że Sepp Gratzer zdyskwalifikował Wolnego za zbyt obszerny kombinezon. Wpadka była bolesna, kosztowała 118 punktów za pierwszy skok plus ewentualne zyski w drugim. Hula awansował do serii finałowej z najgorszym wynikiem i, choć drugą próbę miał lepszą, to 30. miejsca nie poprawił.
Sportowo najlepsze było starcie Dawida Kubackiego z Michaelem Hayboeckiem. Austriak skoczył 129,5 m, Polak znakomicie skontrował – 132 m i, wobec niekorzystnego wiatru, na chwilę objął prowadzenie. Jego rywal zaś miał najlepszą notę wśród piątki „szczęśliwych przegranych", którą uzupełnili Japończyk Daiki Ito oraz trzej Słoweńcy: Anze Lanisek, Peter Prevc i Timi Zajc. Piotr Żyła kontra Anders Haare – żadnych niespodzianek, 132 do 122 m dla Polaka.
Inne pojedynki wyjaśniły, że w 68. Turnieju Czterech Skoczni niewiele osiągnie zwycięzca z Wisły, były lider PŚ Daniel Andre Tande (Norweg nie awansował do rundy finałowej, przegrał wyraźnie z Markusem Eisenbichlerem), nie będzie też walczył o główne zaszczyty dwukrotny zwycięzca TCS Gregor Schlierenzauer (przegrał w serii KO z Kraftem, był szósty w kolejce „szczęśliwych przegranych", do awansu zabrakło mu 0,5 pkt.). To samo tyczy niezłego Szwajcara, medalisty ostatnich MŚ Killiana Peiera.