Zakopane obejrzy pucharowe konkursy po raz 14. Impreza łączy od lat karnawałowe pragnienie zabawy Polaków z emocjami sportowymi. Zbudowana na popularności Adama Małysza stała się ważnym wydarzeniem społecznym, nie opuszczali jej także politycy, zwłaszcza w latach wyborów. Bywało, że wokół Wielkiej Krokwi gromadziło się ponad 60 tysięcy osób.
Jest wielką dyskoteką pod Tatrami, festynem ludowym i kiermaszem, obowiązkiem towarzyskim oraz niegasnącą fetą ku czci najlepszego polskiego skoczka, nawet jeśli nie wygrywa. Uciszyć tę wrzawę mogły tylko skoki w cieniu tragedii po zawaleniu się dachu hali w Chorzowie czy dramatyczny upadek Jana Mazocha.
Tej zimy Małysz nie może obiecać, że wywalczy miejsce na podium. Mistrz z Wisły skończył 31 lat, grupa młodych Austriaków i Finów wypiera jego i inne dawne sławy z pierwszych miejsc w zawodach.
Nieudane starty Polaków w Turnieju Czterech Skoczni kazały trenerowi kadry Łukaszowi Kruczkowi uruchomić gwałtownie program naprawczy – w Zakopanem wstydu być nie może. Adam Małysz pojechał zatem do Lahti budować formę pod okiem dawnego trenera kadry Hannu Lepistoe, pozostali też nie skakali w ostatnich konkursach Pucharu Świata na skoczni mamuciej Kulm w Bad Mitterndorf, tylko ćwiczyli w Zakopanem.
Jeśli coś uda się wykrzesać z Piotra Żyły, Stefana Huli, Marcina Bachledy, Łukasza Rutkowskiego, Macieja Kota czy Krzysztofa Miętusa, będzie dobrze, ale najważniejsza dla nastrojów na trybunach Wielkiej Krokwi pozostanie forma Małysza. Mistrz wygrywał w Zakopanem cztery razy (w 2002, podwójnie w 2005 i jeszcze 2007 roku). Wiara, czasem nieracjonalna, że zawsze będzie najlepszy, gaśnie bardzo powoli.