Przez chwilę wszystkim zadrżało serce, gdy w drugiej serii treningowej Stoch upadł przy lądowaniu i długo się nie podnosił. Chwilę później wstał, pomachał ostrożnie ręką, sprawdzając, czy wszystko w porządku, i przechodząc obok dziennikarzy, uśmiechnął się, mówiąc, że porozmawia po trzecim skoku.
– Kiedy leżał, byłem przerażony – opowiadał Małysz. – Nie widziałem, co się stało. Obawiałem się, że uszkodził sobie złamany latem bark. Na powtórce zobaczyłem, że zakantowała mu narta przy lądowaniu.
– To nie ten kontuzjowany wcześniej bark i na szczęście to tylko stłuczenie, nic groźnego – powie później Stoch, który nie oddał jednak trzeciego skoku, bo tak zadecydował trener Łukasz Kruczek.
Trzy serie treningowe nie wyłoniły faworyta przed konkursem na dużej skoczni, ale chyba trzeba się zgodzić ze zdaniem Jensa Weissfloga, niemieckiej legendy tej dyscypliny, że na niespodzianki w piątek raczej nie ma co liczyć. Austriak Gregor Schlierenzauer w drugiej serii pofrunął najdalej – 135 m, ale drugi w klasyfikacji PŚ Simon Ammann był niewiele gorszy od lidera – 133,5 m. Szwajcar najdalej skoczył w trzeciej serii – 132 m, ale się przewrócił. Daleko latają Rosjanin Dmitrij Wasiliew i Austriak Thomas Morgenstern, ale ten drugi w kratkę.
Małysz i Stoch radzili sobie nieźle. Stoch był w ścisłej czołówce w pierwszej serii (129 m), a Małysz w drugiej i trzeciej (128 i 127,5 m).