Może zapomnę

Adam Małysz opowiada o minionym sezonie, szansie straconej w Planicy i swojej przyszłości

Aktualizacja: 23.03.2010 07:43 Publikacja: 23.03.2010 00:52

Może zapomnę

Foto: Rzeczpospolita

[b]Rz: Co pan będzie robił po powrocie do Wisły? Rzuci narty w kąt?[/b]

[b]Adam Małysz[/b]: Były takie myśli, nie ukrywam. Po tym, co się stało w Planicy, gorączkowo pytałem sam siebie, czy może już czas, by to wszystko skończyć i dać sobie spokój ze skakaniem. Myślałem, że może przekroczyłem swoją barierę i to był sygnał, że siły i możliwości są już na wyczerpaniu. Czułem się fatalnie z tym czwartym miejscem, nie mogłem się pozbierać. Ale zaraz też powiedziałem sobie: prześpij się, chłopie, z tym wszystkim, jutro będzie przecież nowy dzień. I znów było czwarte miejsce, medal na wyciągnięcie ręki w drużynówce, który też uciekł. Szkoda, okropnie szkoda, że się nie udało.

[b]Ale wtedy już się pan uśmiechał, a po sobotnich skokach był pan kompletnie rozbity, jak nigdy wcześniej. Wyglądał pan jak po nokaucie...[/b]

Bo to był dla mnie nokaut psychiczny. Mam nadzieję, że kiedyś przestanę o tym myśleć. Bolało bardzo, tym bardziej że za dwa lata w Vikersund na kolejnych mistrzostwach świata w lotach prawdopodobnie mnie już nie będzie. Byłem zdruzgotany, bo to, co się stało, nie miało żadnego logicznego wytłumaczenia. Mogę tylko sobie teraz powiedzieć, że widać Bóg tak chciał. Może byłem zbyt pewny siebie, za głośno mówiłem, że jestem w stanie pokonać Ammanna. Sam już nie wiem.

[b]Andrzej Grubba, znakomity przed laty pingpongista, opowiadał, że podziwiał Szwedów, bo najcięższe porażki przyjmowali niewzruszeni. Ale kiedyś Joergen Persson, mistrz świata, pokazał mu rachunek wystawiony przez hotel. Szwed zdemolował pokój, nie mogąc pogodzić się z przegraną. Pan nie ma takiego rachunku?[/b]

Tu nawet nie miałbym takiej możliwości. Dwie godziny po konkursie spędziłem na kontroli dopingowej, później też cały czas byłem między ludźmi, wracałem do hotelu taksówką z Hannu Lepistoe, w której mamy takie specjalne urządzenie, obejrzałem te nieszczęsne skoki. Byłoby głupio pokazywać całemu światu, jaki jestem nieszczęśliwy. Ale ostatnio, w Oslo po pierwszej serii, kiedy wydawało się, że pogrzebałem swoje szanse na dobre miejsce, nie wytrzymałem. W szatni zakląłem siarczyście, uderzyłem w coś pięścią. Pomogło i drugi skok był świetny. Ostatecznie przegrałem tylko z Ammannem.

[b]Czy Słoweniec Miran Tepes, dający sygnał do skoku, uwziął się na Polaków?[/b]

Emocje są złym doradcą. Czasami ktoś powie o jedno słowo za dużo i tworzą się mity. Ja do Tepesa nic nie mam, jak go spotkam, to mówię: „Cześć, Miran”. I tyle. Co więcej, ja mu współczuję, bo wiem, że każdemu przecież nie dogodzi, a nie sądzę, by miał złe zamiary. Ale u polskich kibiców ma przechlapane, sam mówił, że mu grożono.

[b]Pan ufa ludziom, zawsze wierzy w ich dobre intencje?[/b]

Przede wszystkim lubię i szanuję ludzi. I wcale nie jestem samotnikiem, jak wielu sądzi, ale w tłum się nie pcham bez potrzeby.

[b]Za kilka miesięcy nowy sezon, będzie okazja się odegrać. Pojawiły się też i takie myśli?[/b]

Na razie mam za kilka dni mistrzostwa Polski w Zakopanem, a później zajmę się swoimi sprawami. Chcemy urządzić z żoną nowy dom, wreszcie może znajdę trochę czasu, by zająć się ogródkiem. To miejsce, gdzie znajduję spokój. Kiedy przycinam krzewy, a one puszczają nowe pędy, jak widzę, jak to pięknie rośnie i zaraz się zazieleni, to zapominam o wszystkim. O tych skokach w Planicy też może zapomnę.

[b]Po sukcesach w Vancouver ludzie znów chcą zrobić sobie zdjęcie z Małyszem, dostać autograf, więc nic dziwnego, że zapraszają pana do popularnych programów telewizyjnych. Odmawia pan tak jak dawniej? [/b]

Teraz jest spokojniej, nie tak jak wtedy, gdy wybuchło to szaleństwo. Ale faktycznie dzwonią bez przerwy i zapraszają. Tylko że ja nie jestem celebrytą, nie czuję się dobrze w takiej roli. Od Szymona Majewskiego dzwonią najczęściej, ale odmawiam. Raz się dałem namówić, ale czekali chyba ze trzy lata. Było fajnie, ale za tym nie tęsknię.

[b]Nie lubi pan siebie oglądać na ekranie?[/b]

Nie cierpię. Jestem perfekcjonistą, mój świat to skoki. Nie można się rozdrabniać, próbować łapać kilku srok za ogon, bo to nic nie da. Postawiłem na sport kosztem chociażby wykształcenia. Dlatego skończyłem tylko zawodówkę, tak ciężko było mi się też nauczyć języków obcych. Nie tak dawno proponowano mi, bym latem ścigał się w rajdach, ale odmówiłem. Fajna zabawa, lecz nie można mieć wszystkiego.

[b]Ale tańczyć się pan nauczy? Po zdobyciu dwóch srebrnych medali powiedział pan w Whistler, że to jedno z pana marzeń. Tańczyć tak, by nie musieć się wstydzić. Podobno są już konkretne propozycje?[/b]

Telewizja TVN zorganizowała mi dziesięć lekcji w Centrum Kultury Wiślańskiej w szkółce tańca. Jak odpocznę, może skorzystam. Żona też ma zaproszenie.

[b]W przyszłym sezonie FIS chce zwiększyć BMI, czyli współczynnik wagi i wzrostu. Teraz wynosi on dla skoczków 18, a ma być 21. Co to konkretnie dla pan oznacza?[/b]

Będę musiał tak jak każdy inny skoczek przytyć lub skrócić narty. Jeśli dalej miałbym taką samą wagę, czyli 54 kg, moje narty będą musiały być krótsze o 5 cm. Jeśli narty będą tej samej długości, muszę przytyć trzy kilogramy.

[b]Czyj to pomysł?[/b]

Austriaków, którzy argumentują, że to walka z anoreksją, ale nie wszyscy się z nimi zgadzają, jest spora opozycja. Dla mnie byłoby najlepiej, gdybym nie musiał nic zmieniać. Mam swoją dietę, do której się przyzwyczaiłem i czuję się z nią dobrze.

[b]Rozmawialiście już z Hannu Lepistoe o nowych celach?[/b]

Z nim cel może być tylko jeden – będziemy walczyć o całą pulę, o Puchar Świata i jak najlepszy występ w Oslo w przyszłorocznych mistrzostwach świata.

[b]A później powie pan stop, jak Norweg Roar Ljoekelsoey czy Japończyk Noriaki Kasai, którzy żegnają się ze skocznią?[/b]

38-letni Kasai wcale nie zamierza kończyć kariery. Rozmawiałem z nim i powiedział, że wytrzyma do Soczi. Lubi żartować, ale on już tak żartuje od lat. Ja na razie o dalszej przyszłości nie myślę. Zobaczymy, co będzie za rok. Jeszcze powalczę. Z Ammannem też.

[b]Co na to żona, nie ma już dość tych pańskich ciągłych wyjazdów z domu?[/b]

Powiem inaczej, ma dość, kiedy jestem w domu za długo. My tak przecież żyjemy od początku, nie potrafimy inaczej. Mnie też szybko zaczyna brakować tego żywiołu i zaczynam tęsknić za skokami.

[b]Rz: Co pan będzie robił po powrocie do Wisły? Rzuci narty w kąt?[/b]

[b]Adam Małysz[/b]: Były takie myśli, nie ukrywam. Po tym, co się stało w Planicy, gorączkowo pytałem sam siebie, czy może już czas, by to wszystko skończyć i dać sobie spokój ze skakaniem. Myślałem, że może przekroczyłem swoją barierę i to był sygnał, że siły i możliwości są już na wyczerpaniu. Czułem się fatalnie z tym czwartym miejscem, nie mogłem się pozbierać. Ale zaraz też powiedziałem sobie: prześpij się, chłopie, z tym wszystkim, jutro będzie przecież nowy dzień. I znów było czwarte miejsce, medal na wyciągnięcie ręki w drużynówce, który też uciekł. Szkoda, okropnie szkoda, że się nie udało.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
pływanie
Bartosz Kizierowski trenerem reprezentacji Polski
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Inne sporty
Mistrzostwa Europy. Damian Żurek i Kaja Ziomek-Nogal blisko podium
Szachy
Sukces polskiego arcymistrza. Jan-Krzysztof Duda z medalem mistrzostw świata
Inne sporty
Polak płynie do USA. Ksawery Masiuk będzie trenował ze szkoleniowcem legend
Materiał Promocyjny
Warta oferuje spersonalizowaną terapię onkologiczną
Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego