Najpierw były szczególne okoliczności wyjazdu Fortuny na igrzyska. Dodatkowy konkurs przedolimpijski na Wielkiej Krokwi dla kadry skoczków, zwycięstwo rudego chłopaka z Zakopanego, kierowane do działaczy prośby trenerów Jana Gąsiorowskiego i Janusza Forteckiego. Dołączył chór dziennikarzy sportowych. Sprawdzian był w czwartek, wylot w poniedziałek. Władza uległa w niedzielę. Minister pobłogosławił rezerwowego, życząc mu "wszystkiego najlepszego i szczęśliwego powrotu". - Nawzajem - rzekł Wojtek, lat 19, elektryk samochodowy po zawodówce. Siostra Helena Warszawska dała grosik na szczęście tuż przed wyjazdem autokaru do stolicy i kazała zamienić na złoto.
Niewielu znało Fortunę wcześniej, był jednym z tych, którzy skakali na Krokwi, bo widzieli Staszka Marusarza. Ale olimpijską formę miał, bo trenerzy to byli fachowcy. O życiu po Sapporo mówił różnie, ale o swym skoku zawsze powtarzał: - Jakie szczęście? Jaki wiatr pod narty? Naprawdę byłem wtedy przygotowany i idealnie trafiłem z wybiciem.
11 lutego 1972 roku skoczył na Okurayamie jak nikt przed nim. Numer 29 na piersi, stylowa czarna czapeczka, 111 metrów niezwykłego lotu (telewizja japońska powtórzyła skok 85 razy), brawa bite samemu sobie i nota 130,4 - też takiej wcześniej nie widziano. Potem Marusarz napisał, że Wojtek ustał, bo wylądował po swojemu, na obie nogi, „chociaż je mu minimalnie rozwarło". Japoński tłum zawiedziony. Yukio Kasaya, mistrz ze średniej skoczni, za Polakiem. Potem była druga seria, której nikt nie chce zbyt dobrze pamiętać. Zaledwie 87,5 m, łączna nota 219,9 punktu i czekanie na to, co zrobią inni. Inni skakali jak znokautowani i chyba tu pomogło szczęście. Wszyscy zapamiętali, że drugi na podium Szwajcar Walter Steiner stracił 0,1 pkt, czyli prawie nic, ale warto było spojrzeć dalej: trzeci Rainer Schmidt (NRD) 219,3 pkt; czwarty Fin Tauno Kaeykhoe 219,2.
Ciąg dalszy jaki był, wszyscy wiedzieli. W Japonii hołdy, wywiady, uścisk dłoni cesarza Hirohito, bankiety, pokonany Kasaya z plecakiem alkoholu w pokoju hotelowym mistrza. No i słynne pokwitowanie 300 dolarów premii, z której Fortuna wziął tylko połowę, drugą zabrał podsuwający do podpisu papier wiceminister sportu.
W Polsce najpierw było „Sto lat" na lotnisku, potem w zawrotnym tempie: Złoty Krzyż Zasługi od ministra Włodzimierza Reczka, złoty medal „Za wybitne osiągnięcia sportowe", złota Doxa od ministra spraw wewnętrznych i złoty „Janek Krasicki" od sekretarza ZMS-u, choć mistrz do organizacji żadnej nie należał. Powitanie przez 25 tysięcy ludzi w Zakopanem. I jeszcze mistrzostwa Polski na Krokwi, które zmęczony sukcesem Fortuna wygrać jednak musiał, choć Stanisław Daniel-Gąsienica skakał dalej.