Skocznia w Willingen czyli Mühlenkopfschanze, jest największą na świecie ze skoczni dużych (HS-145). Większe są tylko obiekty mamucie, stąd niekiedy nazwa „półmamut", gdy ktoś chce precyzyjnie oddać skalę zmodernizowanego kilkanaście lat temu obiektu.
Właśnie tam w 2001 roku Adam Małysz uzyskał 151,5 m, był to wspaniały rekord, który polski skoczek opłacił bólem trzewi i wspominał ten ból przy lądowaniu jeszcze po latach („Poczułem, jakbym sobie wszystko w środku oberwał" – mówił w rozmowie z „Rz").
Cztery lata później pół metra dalej skoczył Janne Ahonen. W przypadku obu skoków kibice mieli wątpliwości, co do dokładności pomiaru, gdyż robiono je metodą szacunkową, czyli na oko. Zwłaszcza przy skoku Fina różnica wyglądała na znaczącą, początkowo sędziowie podali aż 155,5 m (!), by potem sporo uszczknąć z chwały skoczka.
Rekord Ahonena wyrównał w 2014 roku Jurij Tepes, ale ważne wydaje się to, że na Mühlenkopfschanze naprawdę da się wylądować bezpiecznie poza granicą 150 m, co nie znaczy, że bezboleśnie.
Skocznia w Willingen widziała też wiele innych ciekawych wydarzeń, choćby ostatni pucharowy sukces Svena Hannawalda w lutym 2003 roku. Niemiecki mistrz wygrał pierwszy konkurs, w drugim jednak był dopiero 36. i od tego momentu zaczął się dość szybki regres formy wielkiego rywala Małysza, zakończony depresją i rezygnacją ze skoków następnej zimy.