Piątkowe śniegi minęły, wiatr nieco się uspokoił, konkurs drużynowy kończący w sobotę skoki podczas mistrzostw świata w zaczął się zanim słońce całkiem zaszło za Alpy Agawskie. Na starcie stanęło 14 ekip, rekord tej zimy. Wszystko sprzyjało temu, by stworzyć ładne widowisko.
Po dwóch godzinach na atrakcje na pewno nikt nie narzekał. Sygnał do wielkiego skakania dał na otwarcie Japończyk Yukiya Sato – 141 m. Po nim niemal równie pięknie polecieli Philipp Aschenwald i Pius Paschke. Piotr Żyła skoczył 139 m, ale styl i przeliczniki wyniosły go na szczyt tabeli wyników. Była też od razu poważna wpadka: Norwegowie na starcie stracili do Polaków prawie 37 punktów, gdy Marius Lindvik wpadł w jakąś powietrzną dziurę i spadł na zeskok. Kolejność: Polska, Japonia, Austria – obiecywała fascynujący ciąg dalszy.
Po skoku Andrzej Stękały trzeba było się godzić ze spadkiem na czwartą pozycję, gdyż Jan Hoerl, Naoki Nakamura i Severin Freund byli lepsi. Norwegia – nadal słabo. W trzeciej serii warto było patrzeć na próbę Markusa Eisenbichlera – 135 m, Niemiec przeniósł drużynę na drugie miejsce, tuż za Austriaków, ale Kamil Stoch wreszcie odnalazł sposób na dużą skocznię Schattenberg – 133 m. Zobaczyliśmy awans Polakom na trzecie miejsce, spadli Japończycy. Norwegowie wprawdzie wreszcie zobaczyli skok na miarę aspiracji (Johann Andre Forfang – 136 m), ale straty były za duże, by poprawić szóstą pozycję.
Na półmetku zaś Karl Geiger był lepszy od mistrza świata Stefana Krafta i Niemcy objęli prowadzenie. Dawid Kubacki utrzymał trzecie miejsce. Różnice pozwalały wowczas myśleć o medalach pięciu drużynom: Niemcy wyprzedzali Austrię o 3,7 punktu, Polskę o 11,1; Japonię o 12,8 i Słowenię o 18,6.
Piotr Żyła dowiódł na starcie piątej serii, że wciąż jest w znakomitej formie, ponownie 139 m, najlepszy wynik w grupie (potem, okazało się, w całym konkursie) i Polska znalazła się wyżej – na drugim miejscu, tylko 0,2 pkt za Austrią. Następny polski skok zadecydował o tym, że z walki o medale nikt już nie mógł nas wykluczyć. Stękała skoczył tak dobrze jak inni, nawet zyskał i można było usłyszeć echo tego sukcesu w polskim obozie. Prowadzenie Polski stało się faktem, choć nadal nikt nie dawał gwarancji złota, ani srebra. Po Norwegach, z rywalizacji o podium odpadli Słoweńcy.