Brąz w kajakach: mama i trzy córki NIE LINKOWAĆ

Polskie kajakarki po czwartych miejscach w Londynie i Rio de Janeiro wreszcie zdobyły medal igrzysk olimpijskich. Brąz to sukces drużyny oraz trenera Tomasza Kryka.

Aktualizacja: 07.08.2021 17:08 Publikacja: 07.08.2021 16:59

Od lewej: Karolina Naja, Anna Puławska, Justyna Iskrzycka, Helena Wiśniewska

Od lewej: Karolina Naja, Anna Puławska, Justyna Iskrzycka, Helena Wiśniewska

Foto: AFP

Niektórzy nazywają go szarlatanem, bo uważa, że siła człowieka pochodzi z jelit. Właśnie dlatego prace nad jadłospisem podopiecznych zaczyna od kiszonek, a w Tokio faszerował je kimchi. Kryk jest też jednak fachowcem - od kajaków jednym z najlepszych na świecie.

Pracę z naszą kadrą zaczął w 2009 roku i stworzył dynastię. Polki przez 12 lat z każdej wielkiej imprezy przywoziły przynajmniej jeden medal. Igrzyska w Londynie (2012) oraz Rio (2016) kończyła na podium dwójka, pięć lat temu wicemistrzynią olimpijską w jedynce została Marta Walczykiewicz. Teraz wywalczyliśmy dwa krążki, w tym ten najbardziej prestiżowy, czyli czwórki.

Kryk już po sukcesie dwójki tonował nastroje i mówił, że jego podopieczne muszą kumulować energię. Justynie Iskrzyckiej oraz Helenie Wiśniewskiej nie pozwolił obejrzeć dekoracji koleżanek. Miały oszczędzać siły, żeby zasłużyć na swoją.

Dużo się podczas tego finału działo. Padało, zmieniał się wiatr, parowały okulary. Kiedy Polki minęły metę, wyszło słońce, a lały się już tylko łzy. Iskrzycka i Wiśniewska pierwszy raz w życiu stanęły na olimpijskim podium, Wiśniewska zrobiła to po raz drugi, a Naja - czwarty. Więcej medali od niej zdobyli na igrzyskach tylko Irena Szewińska, Jerzy Pawłowski i Justyna Kowalczyk.

Podobno jest dla koleżanek jak mama. Ma 31 lat, one 22-25. - Traktuje nas jak córeczki - mówi Puławska. - Jak trzeba, to doprowadzi do pionu - dodaje Wiśniewska. Naja niedawno sama została matką. Synowi obiecała dwa medale, bo Miecio przed każdym wyjazdem powtarzał jej: „dwa”.

Partner i dziecko towarzyszyli jej na zgrupowaniach, ale ostatecznie i tak pewnie spędza więcej czasu z tymi przybranymi córkami, właściwie drugą rodziną. Naja podkreśla wprawdzie, że te jej kajakowe dzieci są już odchowane, ale to wcale nie musi oznaczać, że myśli o emeryturze, choć trener nie ma wątpliwości: - Jest już spełniona jako sportowiec.

Jeśli ona wnosi do osady doświadczenie, to atutem Puławskiej jest spokój. -  Ma go w sobie bardzo dużo i rzadko się odzywa - mówi Kryk. Podobno przed startem zwalcza stres śpiewając. Repertuar to tajemnica, ale często powtarza, że Polki mają moc, więc zapewne wybiera piosenki z „Krainy Lodu”.

Wiśniewska to pewnie żywiołowość, skoro trener nazywa dzikim mustangiem. Podobno często odpływa, żyje we własnym świecie. Jest najmłodsza w drużynie. Lubi kryminały, gra na flecie poprzecznym. - Ten medal jest bardzo ciężki. Mam go teraz na szyi i czuję, ile kosztował wyrzeczeń, pracy i łez - mówi.

Iskrzycka podczas igrzysk przeżyła huśtawkę nastrojów. Startowała indywidualnie, chciała się wycofać z finału B, żeby odpocząć. Przygniotła ją odpowiedzialność za drużynę. - Trener powiedział, że nie mogę tego zrobić, bo moje zwątpienie przeniesie się na całą osadę - wyjaśnia.

Przygotowała się do igrzysk w trybie błyskawicznym, bo zastąpiła w składzie Katarzynę Kołodziejczyk, która w wypadku rowerowym złamała rękę. Doświadczona zawodniczka walczyła, pojechała nawet na zgrupowanie z ręką w gipsie. Była z dziewczynami na zgrupowaniu w Eno, wspierała z całych sił. Wróciła do Polski kilka dni przed startem, kiedy koleżanki przeniosły się do wioski olimpijskiej.

Zmiana nie zachwiała łódką. Kryk wyjaśnia, że to dzięki ujednoliceniu sposobu wiosłowania, teraz w jego kadrze zawodniczka pasuje do każdej. Panie zdobyły brąz, choć trenują głównie na jedynkach. Czwórką wspólnie pływały przed igrzyskami kilkanaście razy.

Niby każda jest inna, ale już na wodzie działają zgodnie, jak tryby jednej maszyny. Medal olimpijski wymaga nawet 130 ruchów w ciągu minuty. - Jesteśmy finansowani z budżetu i niczego nam nie brakuje, ale obserwuję inne reprezentacje i widzę, że tam nie ma miejsca na bylejakość - podkreśla Kryk. Jego praca to pasmo sukcesów, ale on nie chce stać w miejscu.

Podobno ostatnim ministrem sportu, z którym rozmawiał, był Witold Bańka. To go gryzie. Mówi, że chciałby większej presji, większego zainteresowania. Pieniędzy kajakarzom nie brakuje, ale na pewno rezerwy tkwią w ich podziale. Może byłoby dobrze objąć szkoleniem większą liczbę zawodniczek? Kadrze przydałby się też psycholog, może analityk. Niemki, które były siódme, mają telemetrię.

Kryk zarzeka się też, że nie pójdzie drogą Marcina Witkowskiego, który po sukcesie wioślarek w Rio odszedł za granicę. - Była propozycja od Chińczyków, ale jaką różnicę robi mi te dziesięć tysięcy różnicy? - pyta. - Więzi emocjonalne są zbyt silne. No i żony to już bym chyba w ogóle nie widział.

Złap mikołajkową okazję!

Czytaj dalej RP.PL.
Ciesz się dostępem do treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce. Rzetelne informacje, pogłębione analizy, komentarze i opinie. Treści, które inspirują do myślenia. Oglądaj, czytaj, słuchaj.
Inne sporty
Święto polskiej gimnastyki. Rekordowy trening w Gdańsku
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Inne sporty
Rosjanin w natarciu. Aliszer Usmanow wraca do władzy
Inne sporty
Max Verstappen rozbił bank
KAJAKARSTWO
Marta Walczykiewicz nie kończy kariery, ale chce także rządzić
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Inne sporty
Otylia Jędrzejczak ponownie prezesem Polskiego Związku Pływackiego
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska