Srebrny medal w wioślarstwie. Dziewczyny wykonały zadanie

Czwórka podwójna kobiet zdobyła dla Polski pierwszy medal igrzysk w Tokio. To był finisz w wielkim stylu i chyba szczyt możliwości, więc za metą nasze wioślarki krzyknęły najgłośniej.

Aktualizacja: 28.07.2021 09:04 Publikacja: 28.07.2021 09:04

Srebrny medal w wioślarstwie. Dziewczyny wykonały zadanie

Foto: AFP

Srebro wywalczyły Katarzyna Zillmann, Maria Sajdak, Marta Wieliczko i Agnieszka Kobus-Zawojska. Pierwsza jest chaosem, druga siłą spokoju. Trzecią nazywają Matką Teresą, czwarta to optymistka. Tak swoje podopieczne charakteryzuje trener Jakub Urban. Sam chyba jest w tym gronie flegmatykiem, bo opowiadając o sukcesie ani razu nie ocieplił swej wypowiedzi uśmiechem. Dziewczyny mówią o nim: - W środku to spokojny miś.

Powody do stresu miał, woda była przecież wzburzona. Wioślarze z czwórki bez sternika narzekali, że w takiej sytuacji piąty i szósty tor są trudniejsze, a Polki ruszały właśnie z piątego.

- Wiedziałem, że nie mogą przespać pierwszego kilometra, bo ostatnie 500 metrów w tym sezonie zawsze było ich. Właśnie dlatego powiedziałem przed startem: „Nie bójcie się” - mówi Urban. I się nie bały. Ruszyły mocno, choć szaleńczo do przodu wyrwały Chinki oraz Niemki. Polki długo wiosłowały na czwartej pozycji, ale piorunujący finisz przyniósł srebro.

Chinki były poza zasięgiem, a zmęczone Niemki - prowadzi je były trener Polek Marek Witkowski - popełniły błąd. Wiosło zaryło w wodę, mówi się: „złapały raka”. Nasza osada do ostatnich metrów walczyła z Australijkami.

Srebro przyniosło wybuch radości. Polki krzyczały najgłośniej. Zillmann na mecie nie mogła złapać oddechu: śmiała się, płakała. Ostatnich dwustu metrów nie pamięta, powtórzyła to kilka razy. - Mam tylko przebłyski. Te komendy Agi: „brąz”, „srebro”, „Niemki”. Mijane boje. Ciemna ściana. Wreszcie finisz -  opowiada. Wiadomo, dlaczego trener powiedział: „chaos”.

Sajdak, która pływała w czwórce podwójnej już pięć lat temu, kiedy zdobywała brązowy medal poprzednich igrzysk, ciemnej ściany nie miała.

- Cały czas widziałam Kasię, miałam też na oku rywalki. Pierwszy kilometr poszłyśmy, ile się dało, a drugi był jeszcze mocniejszy. To dało sukces. Warunki były trudne, ale zdołałyśmy je ujarzmić. Płynęliśmy z falą, a Niemki przeciwko fali - wyjaśnia. Mówi spokojnie i rzeczowo, jak na absolwentkę inżynierii materiałowej przystało, choć ma artystyczną duszę: gra na pianinie, rysuje i maluje.

Kobus-Zawojska zapowiadała przed startem, że brązu na pewno nie weźmie w ciemno, bo chce walczyć o złoto. Wśród czterech tatuaży, które ma, są przecież olimpijskie koła.

Niestety Chinki tym razem były poza zasięgiem. Mają budżet oraz zasoby ludzkie o jakich w Polsce wioślarze mogą tylko marzyć. - Mamy mniej zawodników i choć sprzęt oraz zgrupowania są na najwyższym poziomie, to środków na rozwój brakuje - rozkłada ręce prezes Polskiego Związku Towarzystw Wioślarskich (PZTW) Ryszard Stadniuk.

Nasze zawodniczki straciły do Chinek ponad sześć sekund, ale na mecie serdecznie się wyściskały. Niektóre na pewno poszukają rewanżu za trzy lata na igrzyskach w Paryżu.

Może to zrobić Wieliczko, która ma 26 lat. Dwa razy zdobywała z czwórką podwójną młodzieżowe mistrzostwo świata, zanim przesiadła się do łódki seniorek. Wioślarstwo ma w żyłach, bo jej mama Małgorzata Dłużewska to wicemistrzyni olimpijska z Moskwy na dwójce bez sternika. - No i mamy teraz  w domu dwa srebra - mówi. Kiedyś zapowiadała, że chce być lepsza niż mama.

Podobno jest najlepszą kucharką wśród wioślarzy i najlepszą kucharką wśród wioślarek. Wyszła też z niej Matka Teresa, po starcia to ona próbowała pozbierać koleżankom wszystkie buty.

Dzień przed startem Polki próbowały o nim zapomnieć. Układały jengę, aż w hotelu zawył alarm przeciwpożarowy. Nie wiadomo, czy wieża z klocków padła, ale było trochę nerwów, bo musiały wstać przed siódmą. Dobrze, że wszystko wydarzyło się o 21:30, a nie w środku nocy.

Trener Urban był pewny, że się uda. - Nie czułem podczas biegu żadnych emocji. Niektóre z tych zawodniczek prowadzę od pięciu lat, z innymi jestem od siedmiu. Wiedziałem, co potrafią i jak są przygotowane. Dziewczyny przyjechały do Tokio, żeby wykonać zadanie. Właśnie po to mają 280 dni treningowych w ciągu roku, żeby nauczyć się radzenia z problemami - wyjaśnia.

Sajdak wymienia trzy fundamenty sukcesu osady: to zgranie, jedność oraz pewność trenera.

Udało się, choć na przełomie roku wszystkie chorowały na koronawirusa. Każda w innym czasie, co skomplikowało przygotowania. Kobus-Zawojska nie pojechała na mistrzostwa Europy, gdzie zajęły siódme miejsce. To była w ostatnich latach jedyna ważna impreza, z której nie przywiozły medalu. Trzy lata temu, gdy były mistrzyniami świata i Europy, wioślarska federacja wybrała je osadą roku.

BLACK WEEKS -75%

Czytaj dalej RP.PL. Nie przegap oferty roku!
Ciesz się dostępem do treści najbardziej opiniotwórczego medium w Polsce. Rzetelne informacje, pogłębione analizy, komentarze i opinie. Treści, które inspirują do myślenia. Oglądaj, czytaj, słuchaj.
Inne sporty
Otylia Jędrzejczak ponownie prezesem Polskiego Związku Pływackiego
SPORT I POLITYKA
Aliszer Usmanow chce odzyskać władzę. Oligarcha Putina wraca do gry
kajakarstwo
92 medale i koniec. Rewolucja w reprezentacji Polski, odchodzi dwóch trenerów
kolarstwo
Marek Leśniewski, nowy prezes PZKol: Jestem zaprawiony w boju
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Inne sporty
Wybory w Polskim Związku Kolarskim. Kto wygrał i czy prezes jest prezesem?