Od dawna czuł się zmęczony, a podczas Turnieju Czterech Skoczni problemem stało się już nawet wskakiwanie na ramiona trenera podczas tzw. imitacji. Był ospały, a nie mógł zasnąć. Zajmował dalekie miejsca. Po badaniu krwi okazało się, że Martin Schmitt w ogóle nie powinien na razie skakać. [wyimek][b]Więcej o kulisach sportu - czytaj [link=http://www.rp.pl/temat/350599.html]Przewrotkę[/link][/b][/wyimek]
Niemcy wycofali go z ostatnich konkursów na Kulm, wielokrotny mistrz świata dostał czas, by odnaleźć formę i radość z tego co robi. - Wyniszczyły mnie lata pilnowania wagi - mówi Schmitt, który mimo 32 lat wciąż ma chłopięcą sylwetkę. Ale twarz coraz bardziej zniszczoną.
Austriak Arthur Pauli, rówieśnik Gregora Schlierenzauera, kiedyś skakał razem z nim w Pucharze Świata, teraz zagubił się w konkursach niższej rangi.
- Szydełkuję, żeby odciągnąć myśli od jedzenia. Zrobiłem już dziesięć czapek - opowiadał niedawno w jednym z wywiadów. Janne Ahonen w swojej biografii "Kuningaskotka" opisał diety jakie stosuje przed początkiem każdego sezonu. Rano chudy jogurt i müsli, na obiad nic, wieczorem chudy jogurt i müsli. Do tego tabletka na spalanie tłuszczu i napój energetyczny, żeby nie paść. Wszystkiego nie więcej niż 200 kalorii dziennie. I tak przez trzy tygodnie, żeby z wagi ponad 70 kg dojść do 64-65, optymalnej dla Ahonena. A do tego oczywiście kawa i papierosy, para znana niektórym skoczkom lepiej niż bułka z bananem.
To nie są wspomnienia z dawnych czasów. Kiedyś - siedem, osiem lat temu - było jeszcze gorzej. Gdy Finów trenował Mika Kojonkoski, odchudzanie było religią. Ahonen wspomina, że w oficjalnych danych zawsze zawyżali sobie wagę, bo trener o to prosił. A głodzili się tak, że Matti Hautamaeki mało nie zemdlał na odprawie podczas igrzysk w Salt Lake City w 2002. Żeby dojść do siebie, wziął sobie pączka. Ale zanim go ugryzł, czyjaś ręka złapała jego rękę i zabrała pączek. To był Kojonkoski. Fiński trener po tych igrzyskach przeniósł się do norweskiej kadry i zaczął tam odchudzać i wygrywać.