Adam II Srebrny

Ammann znów odleciał w kosmos, Małysz ponownie drugi przed Schlierenzauerem

Publikacja: 21.02.2010 03:01

Adam II Srebrny

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Tego nie było w historii igrzysk: podium na dużej skoczni wyglądało tak samo jak tydzień wcześniej na mniejszej.

Różnica była tylko jedna – Simon Ammann (złoto) z Adamem Małyszem (srebro) cieszyli się jeszcze bardziej, a Gregor Schlierenzauer sprawiał wrażenie niezadowolonego, choć na konferencji prasowej z uśmiechem przyklejonym do twarzy twierdził, że jest szczęśliwy jak nigdy.

Austriak i tym razem musiał atakować z dalszej pozycji. Po pierwszej serii był piąty, a straty miał duże. Drugi skok (136 m) oddał jednak znakomity, tylko dwa metry krótszy od Ammanna, i tak jak tydzień temu dzięki niemu wywalczył medal.

Faworyt sobotniego konkursu na dużej skoczni w Whistler Park był jeden – Simon Ammann. Jeśli decydował się na udział w treningach, to latał najdalej, w serii próbnej również postraszył wszystkich skokiem na odległość 142,5 m, choć ruszał z niższego rozbiegu. Wszyscy byli zgodni: jeśli nie przewróci się przy lądowaniu, nikt mu nie zagrozi. – Na średniej skoczni był mocny, ale na dużej jest jeszcze mocniejszy – mówił Małysz.

Kiedy o 11.30 czasu miejscowego zaczynali walkę o medale, słońce świeciło mocniej niż dzień wcześniej podczas biegu Justyny Kowalczyk. Wokół skoczni falował kolorowy tłum. Oficjalnie sprzedano ponad 6 tysięcy biletów, najdroższe po 250 dolarów, ale ludzi było znacznie więcej. Biorąc pod uwagę niewielką popularność skoków w kraju hokeja i curlingu, to wynik nie gorszy niż skoki Ammanna. Najliczniejszych i najgłośniejszych kibiców miał Małysz. Wielu przyleciało z Polski, inni z USA i najodleglejszych zakątków Kanady. Chcieli na własne oczy zobaczyć, jak „Orzeł z Wisły” skacze po medal. Biało-czerwone flagi, transparenty z nazwami miast i jedna duża drewniana tablica z napisem: „Mamo, tu jestem!”. – Czułem się jak u siebie w domu – powie później nasz skoczek, jeden z niewielu, którzy mają w dorobku cztery olimpijskie medale.

Jens Weissflog, trzykrotny mistrz olimpijski, dziś komentator telewizji niemieckiej, twierdzi, że Małysz w pierwszej serii miał trochę szczęścia. Wiatr, który wcześniej nie pozwolił na dalekie loty ani Norwegowi Andersowi Jacobsenowi (128 m), ani Finowi Janne Ahonenowi (125 m), nagle zmienił kierunek.

Prawdopodobnie gdyby w tym momencie Polak dostał zgodę na skok, przeskoczyłby skocznię. Ponieważ wiatr był zbyt korzystny, ściągnięto go z belki i kazano czekać. Obok denerwował się fiński trener Małysza Hannu Lepistoe, bo wiedział, że za chwilę znów może wiać od tyłu i szanse na daleki skok się zmniejszą.

Po dłuższej chwili Lepistoe machnął chorągiewką i czterokrotny mistrz świata ruszył do walki o złoty medal igrzysk, jedyny, jakiego nie ma w swojej kolekcji. Głośny okrzyk zadowolenia, jaki wydobył się z kilkuset polskich gardeł, gdy wylądował na 137 metrze, świadczył, że jest dobrze. Czwórka znakomitych Austriaków (Wolfgang Loitzl – 129,5 m, Andreas Kofler – 131,5, Thomas Morgenstern – 129,5 i Schlierenzauer – 130,5) skakała znacznie bliżej. Dopiero Ammann odleciał w kosmos i objął prowadzenie, spychając Małysza na drugie miejsce.

– 144 m z 11. belki to przecież jakaś fantazja. To był nokaut w mistrzowskim wydaniu – tak o skoku Ammanna powie prezes PZN Apoloniusz Tajner, który był trenerem Małysza w Salt Lake City, gdy ten zdobywał dwa medale, srebrny i brązowy.

Po pierwszej serii kolejność w Whistler była taka jak na igrzyskach osiem lat temu: Ammann, Małysz, Matti Hautamaeki, jakby czas zatrzymał się w miejscu. Fin trafił szczęśliwie na korzystny podmuch wiatru i pofrunął daleko – 134 m. To był jego najlepszy skok w tym sezonie. Niestety, drugi był jednym z najgorszych. Zaledwie 104 m zrzuciło go w przepaść, zamiast medalu ma 26. miejsce. Gorsze niż Kamil Stoch (14.) i Stefan Hula (19.).

To był fatalny dzień Finów. Ahonen, który wrócił do skakania tylko po to, by wreszcie zdobyć indywidualny medal olimpijski, upadł w serii próbnej, skręcił kolano i choć awansował do finału, musiał z walki zrezygnować. Jeszcze nie wiadomo, czy wystartuje w konkursie drużynowym w poniedziałek.

Małysz błędu nie popełnił. Zrobił to, co do niego należało. Skoczył 133,5 m, ucałował zeskok i narty, dostał od sędziów wysokie oceny (trzy po 18,5 i dwie po 19) i z notą 269,4 pkt wyprzedził Schlierenzauera, który w chwili jego skoku był pierwszy.

Na górze został tylko Ammann. Realizator nie pokazywał już słynnych wiązań, które wywołały burzę w szklance wody. Pokazał skupioną twarz Szwajcara. Skok na 138 m przypieczętował nieprawdopodobny sukces Ammanna, który zdobył drugie złoto w Whistler i czwarty olimpijski tytuł w karierze. Jest królem i nikt mu szybko tego miana nie odbierze.

Wieczorem, gdy na Medal Plaza dekorowano medalistów, był taki sam jak na skoczni. Spontaniczny, uśmiechnięty i jak zawsze chętny do rozmów.

Tak samo jak Małysz, który swój wielki sukces spuentował słowami: – Ktoś kiedyś powiedział, że to nie jest sport dla starych ludzi. Nie miał racji.

Masz pytanie, wyślij e-mail do autora: [mail=j.pindera@rp.pl]j.pindera@rp.pl[/mail]

[ramka]

[b]Simon Ammann - złoty medalista[/b]

Przyjechałem tu wygrywać, każde inne miejsce poza pierwszym byłoby porażką, ale gdy po ośmiu latach znów zdobyłem dwa złote medale i pobiłem rekord Fina Matti Nykaenena, który trzykrotnie wygrywał indywidualne konkursy podczas igrzysk, to muszę powiedzieć, że uczucie, które temu towarzyszy, jest fantastyczne. Byłem bardzo pewny swoich skoków, sprawiały mi prawdziwą przyjemność. W Salt Lake City w 2002 roku miałem sporo szczęścia, to inni byli faworytami, nie ja. W Whistler wszystko było zaplanowane od początku do końca. To, że po tylu latach wracam na najwyższy stopień olimpijskiego podium, jest czymś niezwykłym. W tym okresie skoki znacząco się zmieniły, a ja bardzo wolno przyzwyczajam się do zmian. Co do wiązań, które wywołały tyle szumu, mogę tylko powiedzieć, że to nic nowego, testowaliśmy je od dwóch lat. W lecie tego roku przekonałem się do myśli, że warto zaryzykować, i postanowiłem, iż będę ich używał. To była mądra decyzja. Mam też nadzieję, że nieoficjalny protest Austriaków nie był skierowany osobiście przeciwko mnie. Jestem tylko zaskoczony, że tak długo z tym zwlekali. I jeszcze jedno. Tak się składa, że cztery złote medale olimpijskie zdobyłem w USA i Kanadzie. Widać jest coś magicznego w Ameryce.[/ramka]

[ramka]

[b]Gregor Schlierenzauer - brązowy medalista[/b]

Kolejne wspaniałe zawody i wielka radość, że znów jestem na podium. Pierwszy skok, podobnie jak w konkursie na normalnej skoczni, nie był najlepszy. Moim zadaniem było walczyć o medal w drugim i walczyłem z dobrym skutkiem. Teraz przed nami konkurs drużynowy. W poniedziałek potrzebujemy ośmiu zwycięskich skoków, by zrealizować nasz wspólny cel, jakim jest kolejny medal.

O wiązaniach Ammanna nie mogę mówić zbyt wiele, bo nie wiem, ile dodatkowych metrów na skoczni mogły mu przynieść. Nigdy w nich nie skakałem, ale sądzę, że Szwajcarzy, decydując się na taki ruch, wykonali dobrą robotę.

—j.p. [/ramka]

Tego nie było w historii igrzysk: podium na dużej skoczni wyglądało tak samo jak tydzień wcześniej na mniejszej.

Różnica była tylko jedna – Simon Ammann (złoto) z Adamem Małyszem (srebro) cieszyli się jeszcze bardziej, a Gregor Schlierenzauer sprawiał wrażenie niezadowolonego, choć na konferencji prasowej z uśmiechem przyklejonym do twarzy twierdził, że jest szczęśliwy jak nigdy.

Pozostało 95% artykułu
Inne sporty
Święto polskiej gimnastyki. Rekordowy trening w Gdańsku
Inne sporty
Rosjanin w natarciu. Aliszer Usmanow wraca do władzy
Inne sporty
Max Verstappen rozbił bank
KAJAKARSTWO
Marta Walczykiewicz nie kończy kariery, ale chce także rządzić
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Inne sporty
Otylia Jędrzejczak ponownie prezesem Polskiego Związku Pływackiego
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska