Janne Ahonen: gorąca zimna krew

Jego radość była do przewidzenia: umiarkowany gest zwycięstwa po finałowym skoku, mały ukłon, wymuszony uśmiech na podium i ucieczka do własnych myśli już podczas ostatniej konferencji prasowej w Bischofshofen

Publikacja: 09.01.2008 02:58

Janne Ahonen: gorąca zimna krew

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak PN Piotr Nowak

Z takimi sportowcami jest kłopot. Wygrywają, przegrywają, a na twarzy wypisany mają niemal zawsze ten sam melancholijny spokój. Nad każdym pytaniem zastanawiają się o chwilę za długo, jak odpowiedzą, to jednym, dwoma zdaniami. Wydają się zawsze trochę nieobecni.

To oczywiście nieprawda, że jeden z najlepszych skoczków świata ma naturę chłodną jak klimat Laponii. Brak ekspresji w czasie zawodów narciarskich (jej nadmiar prezentują Thomas Morgenstern czy Simon Ammann) to tylko jedna, wcale nie najważniejsza z cech Ahonena.

Nie można wykluczyć, że to po prostu rodzaj obrony przed naciskiem mediów, coraz bardziej chętnych do zaglądania każdemu w głąb duszy. – Jesteśmy tu, by skakać, a nie uśmiechać się – najsłynniejsze zdanie, które powiedział, jest przecież w pełni prawdziwe.

Pojawił się w fińskich skokach, gdy gasła gwiazda Ari-Pekki Nikkoli, o nałogu i wybrykach Mattiego Nykaenena zaczęto pisać w rubrykach obyczajowych, a ostatnim z wielkich był Toni Nieminen, mistrz olimpijski z Albertville, krajan z Lahti.

Od małego widziano w Ahonenie talent. Na rozbiegu sławnej skoczni w Lahti stanął po raz pierwszy, gdy miał 14 lat. Pierwszy skok miał długość 100 m, drugi 120. Skoczek twierdzi, że z tysięcy prób, jakie tam wykonał, pamięta naprawdę tylko te dwie. Świadkowie tamtych skoków mówili, że trudno było im uwierzyć w to, co widzą.

Do sportu nikt go nie namawiał. W spokojnej rodzinie państwa Keijo i Maarit Ahonenów nie było tradycji narciarskich. Swoje zrobiły transmisje telewizyjne i zamiłowanie małego Janne Petteri do podskoków na nartach. W Lahti nietrudno mu było znaleźć górkę, na której mógł bawić się w skoczka, udawać Nykaenena i Jensa Weissfloga.

Zasługa rodziców była taka, że wcześnie kupili mu narty, zapisali siedmioletniego chłopca do klubu Lahden Hiihtoseura, jednego z dwóch najlepszych w Finlandii, i zostawili trenerom. Podobnie zresztą zrobili potem z młodszym o cztery lata bratem Pasim.

Odwagi nigdy mu nie brakowało. Lubił ryzykować. Przez to kilka razy stracił prawie wygrane konkursy Pucharu Świata. Zajmował czołowe miejsca, ale zbierał też cięci i trochę złośliwi fińscy dziennikarze pisali, że nie umie być pierwszy. – Co powinieneś zrobić, by wreszcie wygrać? – pytali. – Muszę daleko skoczyć – odpowiadał po głębokim namyśle. Śmiech był gromki.

Trudno się dziwić, że niechętnie potem odpowiadał na następne pytanie. Tym, którzy byli cierpliwi, mówił: – Zawsze chcę wygrać. Nie oglądam się na innych. To ja jestem dla siebie najgroźniejszym rywalem. Jeśli popełniam błąd, przegrywam.

Bywało, że miał dosyć skakania. Kiedyś upadł na skoczni w Oberstdorfie, uderzył w prawą bandę. Wrócił, ale z urazem psychicznym. Podświadomie odbijał się na progu tak, że lądował zawsze po lewej stronie zeskoku.

Miał długi czas kłopoty z kręgosłupem, lekarze z uniwersytetu w Jyvaeskylae wreszcie wykryli dwa kręgi odpowiedzialne za problemy. Mika Kojonkoski, przed laty trener reprezentacji Finlandii, potrzebował kilku trudnych miesięcy, by znów zrobić z niego mistrza.

Ahonen ustanowił wiele rekordów, ten ostatni z Bischofshofen (piąte zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni) wydaje się dziś najważniejszy, ale Fin mówi tak: – Wiele dla mnie znaczy, lecz łatwiej mi będzie zrozumieć jego wartość po latach.

Statystycy chętnie zliczają miejsca na podium Pucharu Świata i tysiące punktów, jakie zdobył w zawodach pucharowych. Rzadziej pisze się, że oddał najdłuższy skok na dużej skoczni – 152 m (w 2005 r. zabrał Adamowi Małyszowi rekord skoczni w Willingen) i poleciał najdalej na skoczni mamuciej, jednak nogi nie wytrzymały lądowania na 240. metrze zeskoku w Planicy. Zaprzeczył powtarzanemu często 6 stycznia w Bischofshofen zdaniu, że jego sukcesy są więcej warte od zwycięstw Nykaenena. – Nie są, on ma tyle medali olimpijskich, że nawet jeśli wystartuję w Vancouver, to już nie poprawię jego osiągnięć.

Nie wiadomo, czy poprawi też wiele własnych. Od paru lat powtarza, że skacze, bo lubi. Gdy przestanie lubić, zakończy karierę. Każdego roku zastanawia się, czy będzie ciąg dalszy. Nie inaczej jest teraz: – O tym, co dalej, powiem najwcześniej w marcu, po ostatnich konkursach w Planicy.

Drugie sportowe życie Janne Ahonen prowadzi latem. Nie ma tu przypadku, jest mechanikiem i musiał polubić szybkie pojazdy. Pierwszy mandat zapłacił, gdy miał 18 lat i świeże prawo jazdy w kieszeni. Przekroczył motocyklem limit prędkości o 115 km/godz.

W garażu ma maszynę Kawasaki oraz samochody szybsze niż te, które dostawał po zwycięskich Turniejach Czterech Skoczni. Próbował ścigać się w motocrossie, ale od kilku lat zajął się wyścigami dragsterów, przywiezionej z USA do Europy rozrywki dla tych, którzy lubią naprawdę wielkie prędkości. Aluminiowy bolid Ahonena waży 655 kg z kierowcą, rozpędza się do 100 km/godz. w 0,8 sekundy, rekord Fina na dystansie 1/4 mili to 7,03 sekundy. W Ameryce by nie wygrał, lecz jako kierowca Team Eagle Racing został już mistrzem Finlandii i Skandynawii w 2004 roku. Fani skoków zazdrośni o drugi sport mogą jednak spać spokojnie. – Narty to mój zawód i pasja, wyścigi to dodatkowe hobby – mówił niejednokrotnie.

Otwiera się tylko wówczas, gdy widzi rodzinę i przyjaciół. W ich towarzystwie zdejmuje maskę ponuraka. Z Tiią Jakobsson ma sześcioletniego synka Mico Petteri, drugie dziecko, ponoć córka, jest w drodze. Mały Mico jeździ czasem z ojcem i mamą na zawody. W tym roku Ahonen zapisał go do szkółki skoków w klubie Lahden Hiihtoseura. Żonę zna od siedmiu lat, wygląda na to, że była jego pierwszą miłością. Ślub wzięli, gdy syn miał 2,5 roku. Czekał już gotowy dom w Lahti, prawie 400 mkw. w ładnej dzielnicy Karjusaari, parę kilometrów od centrum. Projekt częściowo własny.

Ahonen nie chwali się często osiągnięciami plastycznymi, ale mimo braku formalnej edukacji ma też talent do projektowania graficznego. Jest autorem logo Turnieju Skandynawskiego. Z malowania kasków, a także sprzedaży części motocyklowych zrobił mały rodzinny interes. Zdolności ma takie, że potrafi uszyć rodzinie ubranie i bez problemu sam dopasuje kombinezon. Może po tacie krawcu.

Janne Petteri Ahonen, pięciokrotny zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni

Urodził się 11 maja 1977 roku w Lahti, tam mieszka i trenuje. Wygrał 34 konkursy Pucharu Świata, 102 razy był na podium tych zawodów, dwa razy zdobył Puchar Świata (2004 i 2005), dwa razy był drugi i trzy razy trzeci. Tylko w debiutanckim sezonie (1992/1993) był 50., w następnych cyklach nigdy nie zajął miejsca gorszego niż 15. W połowie obecnego sezonu zajmuje trzecią pozycję. Jako jedyny pięć razy wygrał Turniej Czterech Skoczni – w 1999, 2003, 2005, 2006 (wspólnie z Jakubem Jandą) i 2008 r. Startował w czterech olimpiadach, lecz nie ma indywidualnego medalu, dwa razy zajmował czwarte miejsce, z drużyną zdobył dwa srebrne medale (w Salt Lake City i Turynie). Był dwukrotnym indywidualnym mistrzem świata i trzy razy z drużyną. Ma również trzy medale mistrzostw świata w lotach.

Z takimi sportowcami jest kłopot. Wygrywają, przegrywają, a na twarzy wypisany mają niemal zawsze ten sam melancholijny spokój. Nad każdym pytaniem zastanawiają się o chwilę za długo, jak odpowiedzą, to jednym, dwoma zdaniami. Wydają się zawsze trochę nieobecni.

To oczywiście nieprawda, że jeden z najlepszych skoczków świata ma naturę chłodną jak klimat Laponii. Brak ekspresji w czasie zawodów narciarskich (jej nadmiar prezentują Thomas Morgenstern czy Simon Ammann) to tylko jedna, wcale nie najważniejsza z cech Ahonena.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
pływanie
Bartosz Kizierowski trenerem reprezentacji Polski
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Inne sporty
Mistrzostwa Europy. Damian Żurek i Kaja Ziomek-Nogal blisko podium
Szachy
Sukces polskiego arcymistrza. Jan-Krzysztof Duda z medalem mistrzostw świata
Inne sporty
Polak płynie do USA. Ksawery Masiuk będzie trenował ze szkoleniowcem legend
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Inne sporty
Czy to najlepszy sportowiec 2024 roku? Dokonał rzeczy wyjątkowych
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego