Nie sądzę, że miałem szczęście. Byłem gotów równie daleko skoczyć w drugiej serii. Nie chciałem, by konkurs został przerwany. To moja pierwsza wygrana w Pucharze Świata. Nareszcie, bo długo na to czekałem. Wygrywałem w Pucharze Kontynentalnym, ale to nie ten poziom rywalizacji. Teraz jestem bardziej zrelaksowany, nie ma we mnie lęku, który kiedyś się pojawiał. Jestem już innym, lepszym skoczkiem, drugim w Norwegii. Zakopane to najlepsze miejsce do skakania na świecie. Wygrać przy tak wspaniałej publiczności to niesamowite uczucie. W piątek prowadziłem po pierwszej serii, ale drugi skok nie był już tak udany. Teraz lecę do Sapporo. Jestem w formie, więc powinno być dobrze.
Thomas Morgenstern | lider Pucharu Świata
Szkoda tej drugiej serii, ale decyzja była prawidłowa. Wiało zbyt mocno i było niebezpiecznie. Czułem się znakomicie. Oba wcześniejsze skoki, próbny i konkursowy, były naprawdę dobre. Szczególnie ten z pierwszej serii. Warunki nie były najlepsze, zmieniały się z minuty na minutę, sypał śnieg. A mimo to poleciałem daleko i miałem niewielką stratę do Bardala. Zdobyłem sporo punktów, dwukrotnie stałem na podium, a najgroźniejsi rywale skakali w kratkę. To duży krok na drodze do celu, jakim jest zdobycie Kryształowej Kuli. Myślę, że w kolejnych konkursach nie będzie gorzej. Skocznia w Sapporo to jedna z moich ulubionych, a Liberec to prawie mój dom. Tam przecież wygrałem swój pierwszy konkurs Pucharu Świata. Trudno nie być dobrej myśli.
wysłuchał j.p.
Adam Małysz czwarty w niedzielnym konkursie
RZ: Który skok był lepszy – ten próbny czy w konkursie?
Adam Małysz: Oba były dobre. Nie mogę narzekać. Czułem, że forma powoli wraca, i czekałem ze spokojem na drugą serię. Byłem gotów walczyć.
Konkurs jednak przerwano. Słusznie?
Wiało już dość mocno, więc trudno mieć pretensję do jury. Ale gdyby nie obniżano wcześniej rozbiegów, to zawody można było doprowadzić do końca. Zostało przecież tylko ośmiu skoczków. Trochę więc żal, że tak się skończyło.
Czwarte, najlepsze w tym sezonie miejsce, to dla pana zawód?
Zawodem bym tego nie nazwał, ale podium to podium. Szczególnie tu, w Zakopanem. To miejsce magiczne.
Widzi pan powody do optymizmu przed kolejnymi konkursami?
Powoli wraca automatyzm skakania. Mam nadzieję, że tydzień spokojnego treningu pozwoli mi w pełni odzyskać dobre nawyki. A czwarte miejsce i coraz lepsze skoki na Wielkiej Krokwi sprawią, że wiara w powodzenie tego przedsięwzięcia będzie jeszcze silniejsza.
Apoloniusz Tajner, pana były trener, teraz prezes Polskiego Związku Narciarskiego, jest pewien, że Małysz jeszcze w tym sezonie wystrzeli...
Też jestem o tym przekonany. Inaczej to, co robię, nie miałoby sensu. Wszystkie testy świadczą o tym, że moc jest. Sęk w tym, że po drodze zgubiłem technikę. I teraz muszę ją odzyskać.
Nie jedzie pan do Japonii?
Trenerzy poszukają mniejszej, spokojnej skoczni, gdzie będę w tym czasie mógł w ciszy trenować.
Wiadomo już, gdzie to będzie?
To zależy od tego, gdzie będzie śnieg i odpowiednie warunki, by ten naprawczy program wcielić w życie.
Za tydzień w Zakopanem jest Puchar Kontynentalny. Nie kuszą już pana, żeby tu potrenować i sprawdzić się w tych zawodach?
Miałem już takie propozycje, ale trenerzy kręcą nosem. Każde zawody to dodatkowy stres, a ja potrzebuję spokoju. Ale nie mówię nie. Zobaczymy.
wysłuchał w Zakopanem j.p.
masz pytanie, wyślij e-mail do autora j.pindera@rp.pl
Janusz Pindera z Zakopanego