– To była loteria, wiało z różnych stron. Bez pomocy szczęścia ciężko coś tu zdziałać – mówił po pierwszym, niezbyt udanym skoku (107 m) Łukasz Rutkowski, który imponował formą dzień wcześniej podczas treningów i kwalifikacji.
Polacy narzekać jednak nie mogli. Aż siedmiu, z dziesięciu awansowało do finałowej trzydziestki. Tego jeszcze w historii konkursów o Puchar Świata nie było, co podkreślił trener Łukasz Kruczek.
Małysz po pierwszej serii (skoczył 121 m) był czwarty, wspólnie z Martinem Schmittem i Jakubem Jandą. Kamil Stoch był siódmy, a Rafał Śliż dziewiąty. Prowadził Loizl (129,5 m) przed Schlierenzauerem (127,5 m) i Czechem Romanem Koudelką (125,5 m). Lider Pucharu Świata, Szwajcar Simon Ammann zajmował dopiero dziesiąte miejsce po skoku na odległość 118 m, półtora metra krótszym od Stocha.
Warto podkreślić, że zawodnicy skakali z maksymalnie skróconego rozbiegu, z trzeciej belki. Sven Hannawald, gdy sześć lat temu ustanawiał rekord Wielkiej Krokwi (140 m), skakał z 12. belki.
A wszystko dlatego, że jury wystraszyło się podmuchów wiatru i po 11 skokach przerwało konkurs. Wznowiono go po 20 minutach i obniżono rozbieg. A to oznaczało, że szansa wygrania z będącymi w znakomitej formie Austriakami będzie jeszcze mniejsza.