Justyna Kowalczyk jak zwykle wstanie wczesnym świtem. Około siódmej czeka ją godzinny rozruch. W tym czasie jej trener Aleksander Wierietielny będzie już patrzył w niebo i starał się przewidzieć pogodę.
Od tego zależy przygotowanie nart, szczególnie dobór smarów, tak ważny w pierwszej części dystansu, gdy zawodniczki będą pokonywać trzy pętle po 2,5 km techniką klasyczną.
W tym sezonie Polka wygrała jedne zawody Pucharu Świata na tym dystansie, na olimpijskiej trasie w Whistler (Kanada), ale tam najlepsze nie startowały.
Kowalczyk lubi bieg łączony i może liczyć w sobotę na jeszcze głośniejszy doping polskich kibiców, szczególnie tych z rodzinnych stron. Są tu jej rodzice i znajomi, jest wójt gminy Mszana Dolna, są też kibice z innych regionów kraju. Ogromny transparent z napisem „Kasina Wielka” i biało-czerwone flagi na pewno będą się wyróżniać, choć Norweżki i Finki też nie mogą narzekać na brak dopingu.
Dzień przed kolejnym startem Polki trener Wierietielny testował narty, a Kowalczyk trenowała. Łyżwą biegała po raz pierwszy od kilku dni. Bieg łączony kończy długi finisz po płaskim terenie. Najlepiej radzą sobie w takich sytuacjach Włoszki, Marianna Longa i Arianna Follis oraz liderka Pucharu Świata Finka Aino-Kaisa Saarinen, która w wieku 30 lat zdobyła tu pierwszy medal mistrzostw świata i to od razu złoty. Widać, że jest w wielkiej formie, więc być może powtórzy osiągnięcie swej rodaczki Virpi Kuitunen, która dwa lata temu w Sapporo zdobyła trzy złote medale i jeden brązowy.