Pierwszy z konkursów w Japonii przyniósł wrażenia mieszane: z jednej strony interesująca rywalizacja i sukces polskiego mistrza olimpijskiego, zwłaszcza w drugiej serii, ale też opinie, że kaprysy wiatru jakimś sposobem nadal bardzo znacząco wpływają na kolejność, mimo wskaźników, przeliczeń i manipulacji belką startową.
Organizatorzy uznali, że skoki kwalifikacyjne były trochę za krótkie, jak na wielkość zasłużonej skoczni, dali więc szansę uczestnikom, by skakali dalej. Prób powyżej 130 m było zatem wiele, niestety Maciej Kot był jednym z tych, którzy z wiatrem od razu sromotnie przegrali, skoczył zaledwie 92,5 m, zajął ostatnie miejsce.Odpadł także Jakub Wolny.
Liderem po pierwszej serii został Robert Johansson (141 m), dostał tak potężny podmuch pod narty w końcowej fazie lotu, że tylko musiał pilnować udanego lądowania. Norweg wyprzedzał dość wyraźnie Ryoyu Kobayashiego, Timiego Zajca i Krafta. Stoch był szósty, Piotr Żyła dziesiąty, Dawid Kubacki i Stefan Hula zajmowali miejsca w połowie trzeciej dziesiątki.
Decydujące skoki zaczęły się mniej więcej od próby Kubackiego – wreszcie wykonał dobry skok, objął prowadzenie, trzeba było przeczekać kilka skoków, by ktoś zmienił Polaka. Potem atakowali Niemcy, Andreas Wellinger, Stephan Leyhe i Markus Eisenbichler, ale poza trochę lepszymi notami od Kubackiego, wiele nie osiągnęli.
Drugi skok Kamila Stocha, chwilę po nagłej śnieżycy, przejdzie do kronik Okurayamy. Polski mistrz leciał i leciał, daleko za wszelkie zielone, niebieskie i brązowe linie wymalowane na śniegu i ekranie, było jasne, że musi wylądować bezpiecznie, bez telemarku, ale za to nikt nie miał pretensji – zmierzono 148,5 m! Oficjalny rekord Okurayamy (poprzedni – 144 m należał do Stocha i Krafta) poprawiony o 4,5 m.