Na przedświąteczne zawody skoczków trener Łukasz Kruczek powołał znów całą siódemkę, kończy się pierwszy okres rywalizacji, a z nim okazja, by tak licznie pokazywać się na skoczniach PŚ, bo po nieudanych konkursach początku sezonu tzw. kwota startowa Polaków musi zmaleć.
Do Szwajcarii polecieli Piotr Żyła, Dawid Kubacki, Jan Ziobro, Klemens Murańka, Aleksander Zniszczoł, Stefan Hula i Bartłomiej Kłusek. Różnice w porównaniu z poprzednimi startami są, zabrakło trochę sfrustrowanego brakiem formy Macieja Kota, powrócili do PŚ Hula, Kłusek i Zniszczoł.
Ponownie przed wyjazdem były treningi na Wielkiej Krokwi, trener zapewniał, że widzi ogólny postęp, ale na odwołanie stanu mobilizacji wciąż za wcześnie, tym bardziej, że nawet prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner dostrzega pewne zagubienie skoczków, ale sam nie gubi wiary, że kiedyś przyjdzie dzień zmiany.
Skocznia w Engelbergu rok temu była dla Polaków bardzo szczęśliwa, pierwszy konkurs na Gross-Titlis-Schanze dla Jana Ziobro (i wyrównany rekord skoczni: 141 m), drugi dla Kamila Stocha, cztery miejsca na podium, dwa razy cała polska szóstka zdobywała pucharowe punkty, do tego Murańka wygrał kwalifikacje i Stoch został liderem PŚ.
Takie sukcesy budują pewność siebie, wtedy zbudowały tak, że starczyło rozpędu właściwie do igrzysk w Soczi. Jeśli gdzieś się przełamywać, to Engelberg wydaje się dobrym miejscem, tym bardziej, że do 63. Turnieju Czterech Skoczni już bardzo blisko, a przed sławnym turniejem są jeszcze tylko mistrzostwa Polski – 23 grudnia w Wiśle-Malince.