Do reprezentacji Finlandii na Puchar Świata powrócił Harri Olli (w Turnieju Czterech Skoczni jednak nie startuje). To jeden z tych zawodników, którzy dobre występy na skoczni przeplatali ze złymi w życiu. Przed przerwą w narciarskim życiorysie Olli startował w Pucharze Świata. W 2011 roku został zawieszony za nieuprzejmy gest w kierunku kamer po tym, jak sędziowie zezwolili mu na skok w niekorzystnych warunkach atmosferycznych.
Środkowy palec zwieńczył serię, na którą składały się noce przed zawodami spędzane w barach, jazda po pijanemu i publiczna kłótnia z narzeczoną zakończona atakiem przy użyciu szklanki.
Pod koniec tamtego sezonu Fin zrezygnował ze skakania, dodatkowo zmagał się z przewlekłą chorobą stawów. Ale zapragnął wrócić. Przed igrzyskami w Soczi (w których ostatecznie nie wystąpił) rolę jego trenera wziął na siebie słynny rodak Matti Nykaenen, i od razu zaczęto mówić, że trafił swój na swego. Olli mógł nauczyć się od mistrza wiele, bo nowy szkoleniowiec miał dwa nieprzeciętne talenty – do skakania i do awantur.
Nykaenen – czterokrotny mistrz olimpijski w latach 80. (zdobywca trzech złotych medali w jednych igrzyskach) regularnie dostarczał prasie pozasportowych tematów. Po zakończeniu kariery, aby załatać dziury w budżecie, wyprzedawał medale, nagrywał płyty, dorabiał nawet jako striptizer w nocnym klubie. Najbardziej burzliwa okazała się pierwsza dekada XXI wieku, czas czwartego z pięciu dotychczasowych małżeństw. Nykaenen spędził znaczną jej część – łącznie blisko trzy lata – w więzieniach, po atakach na żonę i ranieniu nożem dwóch innych osób. Małżeństwo jednak przetrwało (z przerwą na rozwód) blisko dziesięć lat i zakończyło się dopiero w roku 2010.
Tytuł wydanej w 2006 roku autobiografii „Pozdrowienia z piekła" przekonuje, że lekko nie było, ale ostatnio Nykaenen jest chyba na właściwym torze. Wystąpił w telewizyjnym reality show, ożenił się po raz piąty, w pewnym sensie wrócił też do skakania. W ubiegłym roku był gościem konkursu o Puchar Świata w Kuopio, przejął chorągiewkę od trenera Austriaków, by dać sygnał do startu Gregorowi Schlierenzauerowi, który pozbawił go tytułu skoczka z największą liczbą zwycięstw w zawodach PŚ. Austriak ma ich 53, Fin – 46.