Zaczynają w piątek po południu na wzgórzu Holmenkollen w Oslo od kwalifikacji do konkursu niedzielnego. W sobotę skoki drużynowe. Gdyby nie szyld Raw Air – byłyby to kolejne weekendowe zawody Pucharu Świata, ale nie są, bo już od poniedziałku mamy intensywny ciąg dalszy: przez tydzień skoczkowie będą podróżować po Norwegii, codziennie walczyć o punkty i pieniądze.
Koncept zgłoszono w ubiegłym roku, Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) oraz dyrektor ds. skoków Walter Hofer dali zgodę i oto mamy debiut imprezy, która łączy program Pucharu Świata z wydarzeniem, które ma sprawdzić wytrzymałość uczestników na trudy skakania dzień w dzień oraz na nowo testuje komercyjne możliwości pokazywania skoków.
Podstawowe reguły są następujące: obok rywalizacji o punkty pucharowe (w tej kwestii nic się nie zmienia) konkursy na skoczniach w Oslo (HS134), Lillehammer (HS138), Trondheim (HS140) i Vikersund (HS225) połączy turniej indywidualny. Zwycięzcą zostanie skoczek, który zbierze najwięcej punktów z not przyznawanych w czterech seriach kwalifikacyjnych (w cyklu Raw Air nazywanych prologami), czterech konkursach indywidualnych i dwóch drużynowych. Liczy się każdy skok.
Najlepszy otrzyma w niedzielę 19 marca w Vikersund 60 tysięcy euro premii, drugi – 30 tys., trzeci – 10 tys., co stanowi zasadniczą zachętę do udziału. Wypłacane będą także standardowe premie Pucharu Świata, czyli po 2000 euro za wygraną w kwalifikacjach (czyli prologu) oraz 10 tys. franków szwajcarskich dla zwycięzcy w konkursie indywidualnym plus odpowiednio mniej dla tych, którzy zajęli miejsca od drugiego do 30.
Podobne pomysły już się pojawiały. W zbliżonym terminie rozgrywano Turniej Nordycki i norweski turniej czterech skoczni, były próby organizacji takiej imprezy w Szwajcarii. Obecni organizatorzy, którym przewodzi Arne Abraten, kiedyś skoczek narciarski (z rekordem życiowym 99,5 m w 1980 roku na zamkniętej już, historycznie zasłużonej skoczni w Odnes), mają nadzieję, że ich dzieło przetrwa dłużej, choćby dlatego, że nie stanowi konkurencji dla 65-letniego Turnieju Czterech Skoczni, tylko wzbogaca finał sezonu i ma znacząco inny format. – Musimy mieć pokorę. Nie możemy się mierzyć z tradycją TCS, wciąż mamy wiele do nauczenia się w pierwszym roku po to, by działać znacznie lepiej w następnych latach – mówi w norweskich mediach Abraten. Debiut Raw Air to spore nakłady – wedle szefa imprezy roczny budżet powinien się zamknąć w 12 mln koron norweskich (ok. 4,7 mln zło), choć Arne Abraten ma nadzieję na większy przychód, jeśli dojdą do skutku ostatnie umowy ze sponsorami (znanymi firmami produkującymi słodycze) z Niemiec i Austrii.