Zmarzlik przed Grand Prix w duńskim Vojens miał 17 punktów przewagi nad drugim w klasyfikacji Szwedem Fredrikiem Lindgrenem i 24 nad trzecim, Brytyjczykiem Robertem Lambertem. W sobotę z rywalizacji o mistrzostwo najpierw odpadł wicelider. Klubowy kolega Polaka z Motoru Lublin pojechał w Danii fatalnie – przywiózł tylko cztery punkty i już przed swoim ostatnim biegiem wiedział, że nie awansuje do półfinału.
Co innego Lambert. Brytyjczyk w fazie zasadniczej wywalczył 10 punktów – więcej miał tylko Zmarzlik (12), a tyle samo drugi z Biało-Czerwonych, Maciej Janowski oraz Martin Vaculik. Zmarzlik swój półfinał wygrał, po chwili Lambert w swoim przyjechał do mety drugi. To oznaczało, że w finale Polak musiał być co najmniej drugi – nawet przy zwycięstwie Brytyjczyka zapewniało mu to bezpieczną przewagę przed ostatnią rundą, zaplanowaną za dwa tygodnie w Toruniu.
I dokładnie tak się stało – Zmarzlik przespał start i początkowo jechał w finale trzeci. Lambert uciekł mu daleko, ale w pogoni za piątym złotem najlepszy polski żużlowiec w historii zdołał wyprzedzić Łotysza Andžejsa Ļebedevsa. Drugie miejsce za Brytyjczykiem oznaczało, że Zmarzlik ma w klasyfikacji generalnej 159 punktów, o 22 więcej niż nowy wicelider, Lambert. W Toruniu pięciokrotny już mistrz świata mógłby w ogóle nie jechać, bo i tak ma już tytuł.
Przed erą Zmarzlika Polska miała tylko dwóch mistrzów świata – Jerzego Szczakiela z jednodniowego finału na Stadionie Śląskim w 1973 roku i Tomasza Golloba, który wygrał jedenastorundowy cykl Grand Prix w 2010 roku. Zmarzlik wywalczył pięć tytułów w sześć lat – tylko w 2021 roku lepszy okazał się Artiom Łaguta.