Robert Kubica dla „Rzeczpospolitej”: Ta magia sprawiła, że Le Mans stało się moim głównym celem

Od sobotniego poranka do niedzieli wieczorem, kiedy poszedłem spać po wyścigu, spaliłem 12 tysięcy kalorii. Mamy oczywiście kucharzy w zespole, ale podczas wyścigu nie da się spokojnie jeść – opowiada „Rz” Robert Kubica po zwycięstwie w 24h Le Mans.

Publikacja: 19.06.2025 18:52

Robert Kubica

Robert Kubica

Foto: REUTERS/Stephane Mahe

Cel postawiony cztery lata temu osiągnięty – wygrał pan 24h Le Mans w klasyfikacji generalnej jako pierwszy kierowca z Polski i naszego zakątka Europy. Czy zaskoczyła pana reakcja motorsportowego świata na ten wyczyn? Publicznie gratulowali panu Fernando Alonso, George Russell, ten sukces opisywano nie tylko w mediach, ale także na oficjalnych stronach Formuły 1 czy WRC...

Nie spodziewałem się, że tak wiele osób ma mój numer telefonu! Oczywiście to bardzo miłe, a niektórymi gratulacjami byłem zaskoczony. Odezwał się na przykład Casey Stoner, dwukrotny motocyklowy mistrz świata, którego spotkałem raz w życiu.

Jak ocenia pan to zwycięstwo na tle wielu innych osiągnięć w karierze, jak wygrana w Grand Prix Kanady czy sukcesy w kartingu, rajdach i innych wyścigach?

Na pewno jest to jeden z moich większych sukcesów, ale nie chcę ich porównywać. Tak jak człowiek w życiu, również sportowiec w swojej karierze ma różne etapy, a takie miłe chwile potwierdzają sens całej tej niewidocznej pracy. W naszym kraju motorsport ma się już lepiej, ale wciąż nie jest postrzegany jako sport – a tymczasem wymaga ogromnej pracy i przygotowań, sporego wysiłku.

Czytaj więcej

Najbardziej polskie 24h Le Mans w historii. Kubica i Śmiechowski wygrywają

Jak zatem wyglądają te zakulisowe działania? Kibice śledzą wyścig przez 24 godziny, ale dla kierowców i zespołów trwa to przecież znacznie dłużej.

Tak naprawdę przygotowania trwają od początku sezonu, od pierwszych testów i wyścigów, które poprzedzają 24h Le Mans. Oczywiście jest to wyjątkowy tor, jeśli chodzi o charakterystykę, a w tych poprzednich rundach wszyscy walczą o jak najlepsze pozycje, ale mają w pamięci to, że najważniejsze jest właśnie Le Mans. Na miejscu jesteśmy dziesięć dni przed wyścigiem, zaczynamy od tak zwanego prologu – czyli testów na torze. Szczerze mówiąc, tym razem już pierwsze okrążenia za kierownicą naszego żółtego Ferrari dały mi sporą nadzieję. Nie będę zagłębiał się w szczegóły, ale na drugim okrążeniu usłyszałem od inżynierów, że lepiej będzie zwolnić, żebyśmy za bardzo nie pokazywali naszego tempa. To było budujące, chociaż oczywiście wiadomo, że warunki cały czas się zmieniają. Z zewnątrz wszystko wygląda podobnie, ale jest mnóstwo szczegółów, które mają znaczenie. Na przykład wiatr, który się zmienia w trakcie weekendu, może sprzyjać jednym samochodom, a inne przez to cierpią, bo mają inną charakterystykę. Potem mamy treningi, kwalifikacje, paradę w centrum miasteczka Le Mans, a w dniu wyścigu jesteśmy na nogach już osiem, dziewięć godzin przed startem.

Czy w trakcie samego wyścigu, kiedy kierowca akurat nie prowadzi samochodu, da się spać, odpocząć?

Trzeba próbować, ale to jest trudne. Przyznam się, że w tym roku pobiłem rekord. Spałem aż dwie godziny, w poprzednich edycjach nie było tak różowo. Jest wiele trudności, których nie widać: ze snem, z odpoczynkiem, z jedzeniem. Od sobotniego poranka do niedzieli wieczorem, kiedy poszedłem spać po wyścigu, spaliłem 12 tysięcy kalorii. Mamy oczywiście kucharzy w zespole, ale podczas wyścigu nie da się spokojnie jeść. Trzeba też być gotowym, żeby znów wskoczyć za kierownicę, nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem.

W tym roku dużym problemem były owady. Nie mamy spryskiwaczy, nie można wyczyścić szyby. Kiedy słońce jest nisko, o zachodzie albo wschodzie, to po trzech okrążeniach niczego już nie widzisz

A za kierownicą, co jest największym wyzwaniem? Walczycie z bezpośrednimi rywalami, do tego co rusz dublowanie samochodów wolniejszych kategorii, zapada zmierzch, potem wstaje świt, na pewno wkrada się zmęczenie...

Wymienił pan akurat te szczegóły Le Mans, które tygryski lubią najbardziej. Zmienne warunki, dużo akcji. Niby wyprzedzanie wolniejszych aut nie jest trudne, ale trzeba uważać na to, co zrobi takie auto. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Stres i praca umysłu są ogromne, dużo większe niż w wyścigach, w których startuje jedna kategoria – jak Formuła 1 czy DTM, gdzie też się ścigałem. Tam rywale mają taki sam sprzęt i wiesz, z kim akurat się ścigasz. Tutaj, kiedy dojeżdżasz do wolniejszego auta niższej kategorii, to nie wiesz, kto je teraz prowadzi, jak się zachowa, jaką podejmie decyzję. W wyścigu długodystansowym ważne jest, żeby nie tracić zbyt wiele czasu w takich sytuacjach, ale też nie podejmować zbędnego ryzyka, bo każdy kontakt może wykluczyć cię z rywalizacji.

Co ciekawe, w tym roku dużym problemem były owady. Nie mamy spryskiwaczy, nie można wyczyścić szyby. Kiedy słońce jest nisko, o zachodzie albo wschodzie, to po trzech okrążeniach niczego już nie widzisz. Dochodzi zmęczenie i jest dużo elementów, które się kumulują, ale nie możesz odpuścić. Właśnie to lubimy, to jest naprawdę ekstremalne wydarzenie dla kierowców, zespołów i kibiców, których w tym roku było na torze ponad 330 tysięcy.

Jest pan kierowcą, który poza prowadzeniem samochodu lubi i potrafi angażować się także w pracę z inżynierami, ze strategami. Jak to wygląda od zaplecza?

To zależy od sytuacji. Jestem kierowcą z doświadczeniem, na którym moi inżynierowie bardzo polegają, szczególnie w tym roku. Nie chodzi o to, żeby przejmować ich pracę, ale działam jako taki dodatek – wiem, jak to wygląda z wewnątrz, zza kierownicy. Przekazuję im informacje, których sami nie są w stanie uzyskać. To usprawnia ich pracę. Wyścigowa dynamika nie zawsze daje się ująć w wykresy. Dochodzi czynnik ludzki, czynnik kierowcy. Dobrze znam moich zespołowych partnerów i często wystarcza rzut oka, żeby ocenić sytuację.

Czytaj więcej

Robert Kubica: Oddałbym dziesięć tytułów za 24h Le Mans

Pański pierwszy kontakt z 24h Le Mans skończył się gorzkim rozczarowaniem, ale od razu pojawił się ten cel w postaci wygrania tego wyścigu. Skąd taka motywacja i na czym polega magia tego maratonu?

Dla sportowca cel jest ważny, stanowi jego siłę napędową. Pierwszy raz wystartowałem tutaj w 2021 roku i przeżyłem mnóstwo pozytywnych emocji, mimo że był to jeden z trudniejszych momentów w karierze. Prowadziliśmy z dużą przewagą w kategorii LMP2 i straciliśmy zwycięstwo na ostatnim okrążeniu. Moment trudny, ale przełomowy dla mnie jako sportowca – tym bardziej napędził mnie do pracy nad celem, który wówczas sobie wyznaczyłem.

Szczerze mówiąc, kiedy startowałem w Formule 1 i słuchałem zachwytów innych kierowców nad 24h Le Mans, to jakoś mnie to nie kręciło. Dopiero kiedy po raz pierwszy tam pojechałem, to zrozumiałem, jakie to jest wyzwanie, jaki to jest szczególny wyścig, o wyjątkowej wadze. Mimo że były to lata covidu, to wciąż było czuć tę magię, tę atmosferę. Poczułem też wyjątkowe emocje i to chyba było najważniejsze. Miałem wtedy 35 lat, startowałem wcześniej w Formule 1, w WRC, w różnych kategoriach. Jazda była dla mnie normalnością – to akurat pozytywne, bo każdy sportowiec dąży do tego, żeby robić wszystko naturalnie. Tymczasem przed wyprawą na Le Mans czułem respekt. Czułem się znów jak dzieciak w kartingu, który pierwszy raz wyjeżdża z Polski na poważne zawody międzynarodowe. Nie wiedziałem, czego oczekiwać. Nie wiedziałem, czy dam sobie radę. Ktoś może powiedzieć – no dobra, jak były kierowca Formuły 1 może wątpić, czy poradzi sobie w Le Mans. Mogę spokojnie powiedzieć, że nie ma gwarancji, iż dobry kierowca Formuły 1 będzie dobrym kierowcą w wyścigach długodystansowych. Trzeba mieć inne predyspozycje, inne cechy. I właśnie te pozytywne emocje, to cofnięcie się trochę w czasie, były czymś naprawdę niesamowitym. Ta magia sprawiła, że Le Mans stało się moim głównym celem.

Cel osiągnięty, zatem co dalej?

Sezon w mistrzostwach świata jest dopiero na półmetku, do końca mamy jeszcze cztery rundy. Jesteśmy na drugim miejscu, ale wydaje mi się, że kolejne wyścigi mogą nie do końca odpowiadać charakterystyce Ferrari i rywale mogą być szybsi. Zobaczymy, oczywiście postaramy się powalczyć o jak najlepszy wynik.

Autor jest komentatorem telewizji Eleven Sports

Cel postawiony cztery lata temu osiągnięty – wygrał pan 24h Le Mans w klasyfikacji generalnej jako pierwszy kierowca z Polski i naszego zakątka Europy. Czy zaskoczyła pana reakcja motorsportowego świata na ten wyczyn? Publicznie gratulowali panu Fernando Alonso, George Russell, ten sukces opisywano nie tylko w mediach, ale także na oficjalnych stronach Formuły 1 czy WRC...

Nie spodziewałem się, że tak wiele osób ma mój numer telefonu! Oczywiście to bardzo miłe, a niektórymi gratulacjami byłem zaskoczony. Odezwał się na przykład Casey Stoner, dwukrotny motocyklowy mistrz świata, którego spotkałem raz w życiu.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
żużel
Bartosz Zmarzlik po raz 29. Popis mistrza w Manchesterze
żużel
Szalone ściganie w Manchesterze. Grand Prix dla Brytyjczyka
żużel
Bartosz Zmarzlik świętuje zwycięstwem setny występ w Grand Prix. Polak znów liderem
Żużel
PGE Narodowy nadal bez wygranej Polaka. Zmarzlik stracił prowadzenie
Materiał Promocyjny
Bank Pekao nagrodzony w konkursie The Drum Awards for Marketing EMEA za działania w Fortnite
żużel
W sobotę Grand Prix w Warszawie. PGE Narodowy do muzeum?