Zawody na Łotwie zostały przerwane po dziewiątym biegu na ponad godzinę z powodu opadów deszczu. Przerwę najlepiej wykorzystał Fredrik Lindgren, który do tego momentu zdobył tylko jeden punkt, a po wznowieniu imprezy pogromcę znalazł dopiero w finale.
Równo jechał za to Bartosz Zmarzlik. Wprawdzie zaczął od trzeciego miejsca, ale kolejne trzy biegi wygrał i przed ostatnią serią miał komfortową sytuację – nie musiał nawet wygrać, by bezpośrednio zakwalifikować się do finału. I tak się stało – przyjechał za plecami Łotysza Andžejsa Ļebedevsa, co oznaczało, że obaj mieli zapewnioną przepustkę do decydującego wyścigu.
Speedway Grand Prix w Rydze. Majstersztyki Brady'ego Kurtza
Za nimi toczyła się zacięta i wyrównana walka o dwa pozostałe miejsca w finale. Wicelider klasyfikacji generalnej Brady Kurtz miał przed półfinałami ciężką sytuację, bo choć uzbierał tyle samo punktów co Robert Lambert, tor w tym biegu wybierał jako drugi. Brytyjczyk zdecydował się na start z najbardziej zewnętrznego, najkorzystniejszego w sobotę pola. Australijczyk zaskoczył, bo wybrał w tej sytuacji pole wewnętrzne, zamiast C. Na pierwszym łuku dokonał jednak majstersztyku, wyjeżdżając spod krawężnika na szeroką dokładnie w to miejsce, w które musiał trafić, by zablokować Lamberta. I niezagrożony pomknął do mety, bo w Rydze wyprzedzania było jak na lekarstwo – po deszczu w zaledwie dwóch biegach końcowa kolejność nie rozstrzygała się po wyjściu z pierwszego łuku.
Przed finałem Zmarzlik, niezrażony sukcesem Kurtza sprzed chwili, pewnie postawił na pole D, obok niego ustawił się Ļebedevs. Lindgren, który wygrał drugi półfinał, zabrał Australijczykowi pole wewnętrzne; Kurtz nie miał więc już wyboru i pojechał w niebieskim kasku. I... skopiował swoją znakomitą akcję z poprzedniego wyścigu.