Inna możliwość, niż pewny awans, nie była brana pod uwagę, choć dwa lata temu kibice przecierali oczy ze zdumienia, gdy Polacy w półfinale przegrali m.in. z Finlandią i promocję do finału dał im dopiero baraż. Tym razem udało się uniknąć podobnego scenariusza, choć polscy żużlowcy, dowodzeni przez trenera Rafała Dobruckiego, zajęli drugie miejsce, ustępując Szwedom.
W przetarciu przed sobotnim finałem dobrze wypadł Dominik Kubera, który tylko w jednym wyścigu dał się wyprzedzić rywalowi. Niepokonany był zaś Bartosz Zmarzlik, ale pod taśmą stawał tylko trzy razy. W dziewiątym biegu w jadącego po zewnętrznej czterokrotnego mistrza świata wjechał z impetem Ukrainiec Marko Lewiszyn, który przegrał walkę na łokcie z Maciejem Janowskim. Zmarzlik upadł, co jest rzadkim widokiem na torach w Polsce i za granicą, na szczęście szybko się pozbierał i dał znać, że z jego zdrowiem wszystko jest w porządku. Jednak do końca zawodów jechał za niego Janowski.