Minęło 20 lat od pierwszego wielkoszlemowego meczu Australijczyka w Melbourne, czas zrobił swoje, wygrać z Hiszpanem się nie dało (2:6, 4:6, 4:6), ale w światłach największego kortu Melbourne Park nie chodziło o wynik, tylko o godne pożegnanie odchodzącego mistrza.
Zanim zapadła kurtyna, parę łez się polało, z wielkich ekranów dziękowali Lleytonowi za inspirację Roger Federer, Rafael Nadal, Andy Murray i Nick Kyrgios. Potem Hewitt, stojąc dumnie z trójką potomstwa u boku, długo dziękował publiczności, przyjaciołom i rodzinie. Na pytanie, co dalej, odpowiedział: – Pewnie pójdę teraz na piwo. Być może zapomniał, że miał jeszcze obowiązki w turnieju deblowym: awansował z Samem Grothem do drugiej rundy.
Australian Open idzie dalej – w czwartek bez większych sensacji, wśród mniejszych były porażki Timei Bacsinszky (nr 11), Jeleny Janković (19), Eliny Switoliny (18), Sabine Lisicki (30), Jacka Socka (25) i Jeremy'ego Chardy'ego (30). Wśród zwycięzców wyróżnili się Garbine Muguruza, Wiktoria Azarenka (ona szczególnie, już nie pierwszy raz) i Andy Murray.
W deblu są wreszcie dwie dobre informacje dla nas. Łukasz Kubot i Marcin Matkowski pokonali 6:1, 6:7 (2-7), 6:3 Hiszpanów Guillermo Garcię-Lopeza i Davida Marrero. Mariusz Fyrstenberg i Jerzy Janowicz zwyciężyli 6:4, 7:5 Federico Delbonisa i Guillermo Durana z Argentyny. Wprawdzie tylko Delbonis jest reprezentantem kraju w Pucharze Davisa, ale była to jednak jakaś przymiarka do marcowego starcia Polska – Argentyna w Grupie Światowej.
Para Kubot/Matkowski zagra w drugiej rundzie z Jamiem Murrayem (W. Brytania) i Bruno Soaresem (Brazylia), Fyrstenberg i Janowicz trafili na Daniela Nestora (Kanada) i Radka Stepanka (Czechy) – najstarszy debel turnieju, łącznie 82 lata.