Czwarta runda zakończona, piąta to już ćwierćfinały rozłożone po połowie na wtorek i środę na Rod Laver Arena. Znaleźli się w nich Andy Murray po spokojnym zwycięstwie nad Bernardem Tomicem i David Ferrer, którego znana waleczność wystarczyła na potęgę serwisu Johna Isnera.
Gra dalej fruwający nad kortem Gael Monfils, któremu trochę się stawiał Andriej Kuzniecow. Chyba najwięcej oczekiwano po meczu Milosa Raonica ze Stanem Wawrinką, i słusznie, bo Kanadyjczyk po pięciu setach pokonał Szwajcara, prezentując przez prawie cztery godziny szybkość i wiarę w siebie.
Spotkanie było atrakcyjne z paru względów: emocje falowały (najpierw dwa sety dla Raonica, potem dwa dla Wawrinki), Kanadyjczyk atakował przy siatce wedle starych wzorów, zrobił wiele, by po raz pierwszy zwyciężyć Szwajcara i dać sygnał, że już ma miejsce wśród kandydatów do wielkoszlemowych sukcesów. Pary: Murray–Ferrer, Raonic–Monfils mogą się podobać.
W turnieju kobiecym Johanna Konta wygrała z Jekateriną Makarową (8:6 w trzecim secie) i jest pierwszą Brytyjką od 33 lat, która osiągnęła ćwierćfinał w Melbourne (jak Jo Durie w 1983 roku). Grały 3 godziny i 4 minuty i „... te minuty były równie ważne jak godziny" – mówiła Konta. Zagra z Shuai Zheng, jeszcze jedną szczęściarą w ósemce ćwierćfinalistek. Chinka wygrała z Madison Keys mniej więcej tak samo jak Agnieszka Radwańska z Anną-Leną Friedsam – w decydującym secie Amerykanka grać prawie nie mogła, tylko opłakiwała stan lewej nogi.
Już niemal nikt nie ma wątpliwości, że do finału z tej połowy drabinki dostanie się Wiktoria Azarenka. Białorusinka odprawiła Barborę Strycovą 6:2, 6:4 w tym samym niszczycielskim stylu, w jakim pokonała wcześniej Alison Van Uytvanck, Dankę Kovinić i Naomi Osakę. Cztery mecze, bilans setów 8-0, bilans gemów 48-11, nawet Patrick Mouratoglou, trener Sereny Williams, mówi, że patrzy na wyczyny Wiktorii ze zwiększoną uwagą, bo coś mu się widzi, że będzie przygotowywał swą mistrzynię na ostatni mecz z Azarenką.