– Przegrałem z Roddickiem, bo nie mogłem biegać. Na domiar złego mój serwis w trzecim secie był wolniejszy o 20 – 30 km/h. Andy zmuszał mnie do wyczerpujących wymian. Czasami ciało odmawia posłuszeństwa. Szczególnie wtedy, gdy poprzedni mecz kończy się o 3 nad ranem – perorował rozzłoszczony Novak.

Mistrz Australian Open 2008 zakończył mecz z Marcosem Baghdatisem, gdy piekarze wstają do pracy, a zasnął o 5 nad ranem. Poprosił organizatorów, aby przesunęli jego kolejny mecz, z Roddickiem, na sesję wieczorną. Craig Tiley, dyrektor Australian Open, nie przychylił się do prośby Djokovicia. Marian Vajda, trener Novaka, odebrał to jako jawną dyskryminację obrońcy tytułu. – Serbowie nie mają takiej siły przebicia jak amerykańskie dolary – rzucił sarkastycznie Słowak. Vajda sugerował, że stacje telewizyjne z USA wymusiły na australijskich organizatorach dogodną porę rozpoczęcia meczu. Dogodną dla amerykańskiego widza. – Dla ludzi rozumujących logicznie, jeśli kończysz mecz o 3 nad ranem, powinieneś mieć czas na regenerację sił, więc sesja nocna wydawała się sensownym rozwiązaniem. Biznes wygrał z rozsądkiem. Rozumiem, że Wielki Szlem nie jest spełnianiem życzeń i kaprysów tenisistów. Uważam jednak, że czasami warto wysłuchać racji grających, bo to, co się dzieje przy ustalaniu planu gier, zakrawa na kpinę – mówił rozgoryczony Novak.

Dziś Craig Tiley wije się jak piskorz i ucieka od jasnej odpowiedzi na temat zakamarków harmonogramu gier. Djoković podejrzewał, że organizatorzy chcieli go przeprosić za ubiegłoroczny nietakt. Mecz Novaka z Francuzem Tsongą był hitem dnia. Wygrał konkurencję z ćwierćfinałem Federer – Dawidienko. – Proszę nie zapominać, że pojedynek Tsonga – Djoković to okazja do wspomnień. Obaj tenisiści walczyli w finale Australian Open 2008 – wyznał dyrektor turnieju.

Federer jest wirtuozem tenisa, ma pozycję nr 1 w rankingu. To przekłada się nie tylko na komfort wyboru kortów treningowych, ale i na moc słów jego agenta. – Agenci zabijają normalne, ludzkie stosunki w tenisie. Patrzą na wszystko przez pryzmat biznesu – uważa John McEnroe.

Puryści powiadają, że zawodnik ma grać, a nie obnosić się z pretensjami do organizatorów. Czy ktoś pytał Samprasa, na którym korcie chce grać na Wimbledonie? Nie. Marat Safin grał dwa wyczerpujące mecze podczas Australian Open 2004. Pięciosetowe bitwy w ćwierćfinale z Roddickiem oraz w półfinale z Agassim sprawiły, że nie mógł zasnąć przed świtem. Poziom adrenaliny był zbyt wysoki, aby błyskawicznie przytulić się do poduszki. W finale Marat słaniał się na nogach. Rok później grał nocny horror w półfinale z Federerem, po czym pokonał Hewitta w finale. – Turniej wielkoszlemowy jest niczym małżeństwo. Dwie strony muszą być zadowolone: sport i biznes. W przeciwnym wypadku całe przedsięwzięcie jest pozbawione sensu – konkluduje Craig Tiley.